Spojrzawszy na szare,zachmurzone niebo, szatyn narzucił na głowę kaptur i podpalił końcówkę papierosa, którego uprzednio włożył pomiędzy lekko rozchylone wargi. Ten poranek był nieco inny niż, wszystkie spędzone w Nowym Jorku. Z nieba prószył bielutki śnieg, a na ulicach zostały już porozwieszane ornamenty świąteczne. Co prawda Święto Dziękczynienia już minęło, to jednak Bożonarodzeniowa atmosfera, nie pasowała jeszcze do tych listopadowych dni. Justin szybkim krokiem szedł do domu Janet, ze złością przedzierając się przez usypane nocą zaspy śniegu. Z ust chłopaka co chwilę wydobywały się ciche przekleństwa, którymi w niewiadomy sposób próbował polepszyć sobie zniszczony od rana humor. Nawet szklanka whisky na pobudkę nie pomogła, a wręcz wzmogła stres przed spotkaniem z tajemniczą blondynką. Szatyn naprawdę nie wiedział jak podejść do swojej niezapowiedzianej wizyty, a bardzo bał się błędnej opinii, jaką dziewczyna mogła sobie o nim wyrobić. A co jeśli ona odbierze to jako najście, zapytał siebie w myślach, pociągając nosem.
- Ciepłe bajgle!- posiwiały staruszek zatrzymał się z wózkiem pełnym pieczywa, tuż przed Bieberem idącym na oślep przez jedną z ulic Manhattanu. Przed kolizją uratował go chyba tylko szybki refleks. Dosłownie milimetry dzieliły chłopaka od metalowej skrzynki na kółkach, która trafiłaby w najbardziej czuły skrawek męskiego ciała.
- Poproszę sześć- Justin mruknął oschle pod nosem i posłał handlarzowi pogardliwe spojrzenie, choć wcale nie było to zamierzonym efektem. Naprawdę się zmieniłem, pomyślał z żalem, spoglądając na tłum ludzi i udzielającą się im świąteczną aurę, która zawsze go dotykała. Szatyn spostrzegłszy po chwili, papierową torebkę w rękach staruszka, podał mu dziesięciodolarowy banknot i odszedł bez słowa.
Gdy wszedł do windy, oparł się o szklaną ścianę i westchnął głośno. Od spotkania z Janet, dzieliło go dosłownie kilka minut i nie sądził, albo raczej nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby jej nie być w domu. Włożywszy do ust dwie prostokątne drażetki gumy miętowej, które miały zabić nieprzyjemną woń palonego tytoniu, szatyn wyzionął powietrze niczym smok i wytknął na wierzch język, dopiero teraz przypominając sobie, że kupił najostrzejsze pastylki jakie są dostępne w sklepach. Stanąwszy przed czarnymi, metalowymi drzwiami, zapukał w nie niepewnie. Po klatce schodowej rozległ się dziwny stukot, który choć na chwilę zagłuszył nierównomierny oddech i bicie serca, słyszalne tylko w głowie Biebera.
- To ty?- w progu stanęła niska blondynka. Wyglądała na wyjątkowo zmarnowaną. Jej wiecznie śniada cera, była teraz blada, a pozornie perfekcyjne ciało, wyglądało jakby uległo kuracji odchudzającej.
- Cześć- powiedział speszony chłopak, próbując zdobyć się na coś więcej niż tylko ciche powitanie.- Myślałem o tym co powiedziałaś i jednak chciałbym z Tobą porozmawiać... Mogę wejść?- zapytał spoglądając na zarumienioną twarz dziewczyny.
- Jasne, zapraszam- odparła wesoło, próbując odchrząknąć coś co drażniło jej struny głosowe. - Wybacz mój stan, ale jestem chora.
- Wiem- szatyn kiwnął głową. - Kupiłem ciepłe bajgle, mam nadzieję, że lubisz...- jęknął, mocując się z turkusowymi, szmacianymi trampkami, które nie sięgały mu nawet za kostkę. Jak na złość, akurat dzisiaj, musiałem ubrać letnie buty, pomyślał Bieber, ściągając w pełni przemoczone tenisówki.
Może Janet wcale nie była taka, za jaką Justin ją uważał, po dość bolesnej i krótkiej wymianie zdań na zapleczu kasyna. Na pewno nie miała złych intencji... Po prostu była osobą za wszelką cenę próbującą zmienić świat na lepsze.
- A więc...- dziewczyna ociężale opadła na sofę i szczelnie okryła nogi polarowym kocem.
- Justin- posłał przelotny uśmiech, siadając na fotelu, znajdującym się po przeciwnej stronie szklanego stolika.
- Miło mi- odparła cichutko. - Cieszę się, że jednak chcesz porozmawiać... Nie wiem gdzie tkwi problem, z którym się borykasz, ale to od Ciebie zależy czy go znajdę. Może na początek podzielisz się ze mną od ilu lat mieszkasz w tym domu, i jakie złe wspomnienia są z nim związane?- zapytała blondynka, upijając łyka zielonej herbaty, ze swojego niezwykle dużego, ulubionego kubka.
- Od urodzenia- westchnął, próbując nie okazać jak bardzo stresuje się zaistniałą sytuacją. To był pierwszy raz kiedy miał zwierzać się przed obcą osobą, z całego swojego życia, według niego będącego totalną porażką. - Złe wspomnienia to jedyna rzecz jaką posiadam- oznajmił, przez co napotkał wrogi wzrok Janet, która najprawdopodobniej była optymistką lub po prostu chciała nią być.
- Opowiedz mi o tych najgorszych według Ciebie...- powiedziała po chwili namysłu, uważając na dobór słów, aby nie speszyć Justina.
- Gdy miałem dwa i pół roku, moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej ValuJet Miami-Atlanta. Po miesiącu pracy na wschodnim wybrzeżu wracali wreszcie do domu...- mruknął szatyn, nerwowo wiercąc się na siedzeniu. - Opiekę nade mną przejęła moja ów siedemnastoletnia siostra. Rzuciła szkołę i całe dotychczasowe życie, by zapewnić mi wszystko czego potrzebowałem. Chyba jej się udało, ale potem, gdy zacząłem liceum, życie się zmieniło. Poznałem moją pierwszą miłość, za którą byłem w stanie wskoczyć w ogień... Trwało to stosunkowo długo, do czasu aż pewnego dnia nie złamałem sobie czterech żeber na szkolnych zawodach. Po tygodniu pobytu w szpitalu, nakryłem swoją dziewczynę w łóżku, z moim najlepszym przyjacielem. Nagle straciłem ich obu...- jęknął, wbijając palce w miękką tapicerkę fotela. - Oni stali się sensacją na dzielnicy, ja ofiarą, od której wszyscy się odwrócili. Sam nie wiem czy to przez to, czy przez ten wypadek, miewałem bóle w klatce piersiowej. Zabijałem je Vicodinem, moim sprzymierzeńcem, ratującym mnie przed złym światem. Pewnej nocy, zaczaiłem się na mojego byłego przyjaciela Chris'a, który wracał z zakrapianej imprezy. Porządnie spuściłem mu łomot, niestety jak się okazało na oczach świadków. Od tego czasu notorycznie byłem gnębiony i bity przez chłopaków z jego drużyny. Pieprzona euforia po leku pojawiała się coraz rzadziej. On mnie odurzał i osłabiał w najmniej odpowiednich momentach, dzięki czemu stałem się frajerem. Postanowiłem wtedy skończyć z tym wszystkim. Spakowałem torbę i zaciągnąłem się do wojska... Byłem tam niespełna dziewięć miesięcy, do czasu aż nie urwał się kontakt z moją siostrą. Musiałem pożegnać się z życiem, które mi odpowiadało. Na poligonie przestałem brać, zmieniłem się psychicznie i fizycznie, ale potem zaczęło się piekło- Justin spojrzał kątem oka na Janet. Jej oczy świeciły się niczym tafla jeziora podczas pełni księżyca. Szatyn był niemalże pewien, że nie było to spowodowane katarem, który jej doskwierał. Rozejrzawszy się po salonie, wstał z fotela i przyniósł z komody, pudełko chusteczek higienicznych. Blondynka natychmiastowo wyciągnęła kilka, białych, miękkich kawałeczków papieru i otarła nimi oczy oraz zaczerwieniony nos. Może to wcale nie był zawód dla niej, skoro potrafiła rozkleić się przy historii pacjenta? Z drugiej strony, ona w porównaniu do innych psychologów posiadała odrobinę współczucia do bliźnich.
Bieber, ponownie spoczął na siedzisku i przeczesał palcami, wyjątkowo nieułożone dzisiaj włosy. Dziwnie czuł się bez żelu, który zawsze utrzymywał jego charakterystycznie ściętą grzywkę.
- Przepraszam, jakoś samo tak wyszło- dziewczyna wyszlochała po cichu. - Proszę, kontynuuj...
- Kiedy wróciłem do domu, nie zastałem tam Jamie- pokręcił przecząco głową, odganiając od siebie tę wizję.- Wszystko wydawało się takie inne i nie pasujące do rzeczywistości... Wieczorem odwiedziła mnie Lana, moja była. Uświadomiła mnie, że moja siostra jest w Memorial Hospital, tu w Nowym Jorku i walczy z białaczką, którą ukrywała przede mną przez parę lat. Spakowałem to co najważniejsze i oto jestem!- powiedział drwiącym głosem, opierając łokieć o podłokietnik. Szatyn wsparł dłonią opadającą głowę i wbił wzrok w futrzany, kremowy dywan. Chyba nie był jeszcze gotowy by poruszać ten temat. Rany nadal były zbyt świeże.
- W jakim stanie jest Jamie?- wyszeptała blondynka, nie będąc pewną czy powinna o to pytać. Chłopak spojrzał na nią obojętnie, nie kwapiąc się nawet by cokolwiek powiedzieć. W jego oczach stanęły łzy, których nie chciał już okazywać. Zbyt wiele ich było w ostatnim czasie. - Boże, przepraszam!- Janet zakryła usta dłonią, zdając sobie sprawę, jak potoczyła się sytuacja.
- Odeszła niespełna miesiąc temu...- odparł, tępo spoglądając na obrazy wiszące naprzeciw. - A z nią wszyscy inni...- westchnął ciężko, czując, że tym razem nie uda mu się pokonać nadchodzącej fali płaczu.
Dziewczyna zerwała się z kanapy i prędko ruszyła w stronę Biebera, potykając się po drodze o swój koc, uderzając nogą o szklany stolik i o mało co nie upadając w związku z za szybkim podniesieniem się z pozycji leżącej.
- Jak to wszyscy?- zapytała troskliwym głosem, kucnąwszy przed chłopakiem. Oziębłe dłonie blondynki spoczęły na kolanach szatyna, by przypadkiem się nie wywróciła.
- Zdążyłem tu odnowić relację jaka była pomiędzy mną, a Laną. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Bez mojej wiedzy podpisała dokument o eutanazji Jamie i... wyrzuciłem ją z domu. Nie masz pojęcia jaką nienawiść i obrzydzenie odczuwam w stosunku do jej osoby- warknął łamiącym się głosem. - Potem poznałem dziewczynę, której zaufałem, a ona to olała... Liczę, że na Tobie się nie sparzę- prychnął, spoglądając smutno na Janet.
- Justin, nawet tak nie mów- wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka. On tylko złapał jej dłoń i posłał nikły uśmiech. Naprawdę miał nadzieję, że chociaż ona nie wystawi go do wiatru.
Spędziwszy w łazience ponad kwadrans, wrócił z powrotem do pustego salonu. Mimo to, jak bardzo było mu głupio, że okazał przed Janet swoją dziecięcą bezsilność, czuł, że teraz nie musi być aż tak ciężko jak wcześniej. Nareszcie ktoś poznał jego mroczne tajemnice, które kumulowały się w nim od bardzo dawna. Chcąc nie chcąc, ta dziewczyna od razu poznała go z tej gorszej strony, choć między Bogiem, a prawdą takie było jej zadanie. Terapeuta jest po to by pomóc ludziom wypić nawarzone piwo.
Dokładnie rozglądając się po pomieszczeniu, uwagę szatyna przykuła brunetka kiwająca twierdząco głową, z radością malującą się na twarzy.
- Jamie, co ty tutaj robisz?- wyszeptał prawie niesłyszalnie, uśmiechając się szeroko od ucha do ucha. Kobieta jak zwykle wzruszyła obojętnie ramionami i wpatrywała się w swojego małego, ukochanego chłopca. Po, krótkiej chwili wskazała ręką na kaloryfer, co zaciekawiło Justina. Szatyn spojrzał pod grzejnik, gdzie suszyły się jego turkusowe trampki. Miło z jej strony, pomyślał, uśmiechając się przy tym nieświadomie. Przerzuciwszy wzrok na drugą stronę, nie dostrzegł już siostry, lecz puste miejsce. Chłopak zagryzł usta w wąską linię i rozłożył ręce na znak bezradności.
- Ciepła herbata i bajgle- blondynka weszła do salonu, trzymając tacę w trzęsących się dłoniach.
- Nie musiałaś- odparł, odbierając załadunek od towarzyszki.
- Jestem pewna, że nie tylko ja mam ochotę na jedzenie- zachichotała. - Gdyby nie Ty, to chyba bym głodowała. Jedyna rzecz, którą mam w lodówce, to światełko- powiedziała, na co Bieber głośno parsknął.
Siedząc w kuchni, na zimnej posadzce, okręcał w dłoniach kryształową szklankę, szkockiej, która mieniła się na przeróżne odcienie brązu, w blasku bijącym od telewizora, stojącego w salonie. Tego wieczoru, w mieszkaniu chłopaka, praktycznie panowała ciemność, jakby próbował udawać, że nie ma go w domu. Wyciągnąwszy z szuflady szklaną, światłoodporną fiolkę, oparł się plecami o drewniane drzwiczki od szafki z naczyniami i westchnął głośno. Dlaczego jej o tym wspomniałem, powiedział w myślach mając wyrzuty do samego siebie. Przecież ten nałóg był już przeszłością, która niestety lubi dawać się we znaki. Włożywszy do ust dwie białe, tabletki, Justin zawahał się na chwilę czy powinien je połknąć. Przed tym jednak otrzymał smsa od Janet. Akurat pytała czy aby na pewno odstawił Vicodin. Szatyn kopnął ze złością, w jedną z desek, wyspy kuchennej po czym zrezygnowany wypluł pigułki do zlewu i spłukał je zimną wodą, by jak najszybciej zniknęły z jego oczu.
Chłopak nie miał pojęcia jak powinna zabrzmieć odpowiedź na wiadomość od blondynki. Przez krótką chwilę, coś w jego głowie podpowiadało mu żeby się przyznać do tego, co zamierzał zrobić, lecz nie trwało to długo. Chyba byłby bez duszy, gdyby napisał dziewczynie o tym zajściu. Ona naprawdę wykazywała troskę wobec niego, czego on nie zaznał już od bardzo dawna. Nawet nie pamiętam tego smaku, odpisał krótko, ze świadomością jakim jest kłamcą. Dosłownie przed chwilą czuł pod językiem tę słodycz, która dałaby mu tę piękną i nieopisywalną euforię.
- To powinno się leczyć- mruknął pod nosem, otwierając okno. Zimne powietrze, natychmiastowo uderzyło o skąpo odziany tors szatyna. On jednak się tym nie przejął. Trzęsącymi się rękoma, otworzył opakowanie Vicodinu i wysypał zawartość słoiczka by niedorzeczne myśli nie dręczyły go nigdy więcej.
Zasłoniwszy rolety, wypił duszkiem resztę whisky i ruszył do sypialni, trzaskając za sobą drzwiami.
- Ciepłe bajgle!- posiwiały staruszek zatrzymał się z wózkiem pełnym pieczywa, tuż przed Bieberem idącym na oślep przez jedną z ulic Manhattanu. Przed kolizją uratował go chyba tylko szybki refleks. Dosłownie milimetry dzieliły chłopaka od metalowej skrzynki na kółkach, która trafiłaby w najbardziej czuły skrawek męskiego ciała.
- Poproszę sześć- Justin mruknął oschle pod nosem i posłał handlarzowi pogardliwe spojrzenie, choć wcale nie było to zamierzonym efektem. Naprawdę się zmieniłem, pomyślał z żalem, spoglądając na tłum ludzi i udzielającą się im świąteczną aurę, która zawsze go dotykała. Szatyn spostrzegłszy po chwili, papierową torebkę w rękach staruszka, podał mu dziesięciodolarowy banknot i odszedł bez słowa.
Gdy wszedł do windy, oparł się o szklaną ścianę i westchnął głośno. Od spotkania z Janet, dzieliło go dosłownie kilka minut i nie sądził, albo raczej nie dopuszczał do siebie myśli, że mogłoby jej nie być w domu. Włożywszy do ust dwie prostokątne drażetki gumy miętowej, które miały zabić nieprzyjemną woń palonego tytoniu, szatyn wyzionął powietrze niczym smok i wytknął na wierzch język, dopiero teraz przypominając sobie, że kupił najostrzejsze pastylki jakie są dostępne w sklepach. Stanąwszy przed czarnymi, metalowymi drzwiami, zapukał w nie niepewnie. Po klatce schodowej rozległ się dziwny stukot, który choć na chwilę zagłuszył nierównomierny oddech i bicie serca, słyszalne tylko w głowie Biebera.
- To ty?- w progu stanęła niska blondynka. Wyglądała na wyjątkowo zmarnowaną. Jej wiecznie śniada cera, była teraz blada, a pozornie perfekcyjne ciało, wyglądało jakby uległo kuracji odchudzającej.
- Cześć- powiedział speszony chłopak, próbując zdobyć się na coś więcej niż tylko ciche powitanie.- Myślałem o tym co powiedziałaś i jednak chciałbym z Tobą porozmawiać... Mogę wejść?- zapytał spoglądając na zarumienioną twarz dziewczyny.
- Jasne, zapraszam- odparła wesoło, próbując odchrząknąć coś co drażniło jej struny głosowe. - Wybacz mój stan, ale jestem chora.
- Wiem- szatyn kiwnął głową. - Kupiłem ciepłe bajgle, mam nadzieję, że lubisz...- jęknął, mocując się z turkusowymi, szmacianymi trampkami, które nie sięgały mu nawet za kostkę. Jak na złość, akurat dzisiaj, musiałem ubrać letnie buty, pomyślał Bieber, ściągając w pełni przemoczone tenisówki.
Może Janet wcale nie była taka, za jaką Justin ją uważał, po dość bolesnej i krótkiej wymianie zdań na zapleczu kasyna. Na pewno nie miała złych intencji... Po prostu była osobą za wszelką cenę próbującą zmienić świat na lepsze.
- A więc...- dziewczyna ociężale opadła na sofę i szczelnie okryła nogi polarowym kocem.
- Justin- posłał przelotny uśmiech, siadając na fotelu, znajdującym się po przeciwnej stronie szklanego stolika.
- Miło mi- odparła cichutko. - Cieszę się, że jednak chcesz porozmawiać... Nie wiem gdzie tkwi problem, z którym się borykasz, ale to od Ciebie zależy czy go znajdę. Może na początek podzielisz się ze mną od ilu lat mieszkasz w tym domu, i jakie złe wspomnienia są z nim związane?- zapytała blondynka, upijając łyka zielonej herbaty, ze swojego niezwykle dużego, ulubionego kubka.
- Od urodzenia- westchnął, próbując nie okazać jak bardzo stresuje się zaistniałą sytuacją. To był pierwszy raz kiedy miał zwierzać się przed obcą osobą, z całego swojego życia, według niego będącego totalną porażką. - Złe wspomnienia to jedyna rzecz jaką posiadam- oznajmił, przez co napotkał wrogi wzrok Janet, która najprawdopodobniej była optymistką lub po prostu chciała nią być.
- Opowiedz mi o tych najgorszych według Ciebie...- powiedziała po chwili namysłu, uważając na dobór słów, aby nie speszyć Justina.
- Gdy miałem dwa i pół roku, moi rodzice zginęli w katastrofie lotniczej ValuJet Miami-Atlanta. Po miesiącu pracy na wschodnim wybrzeżu wracali wreszcie do domu...- mruknął szatyn, nerwowo wiercąc się na siedzeniu. - Opiekę nade mną przejęła moja ów siedemnastoletnia siostra. Rzuciła szkołę i całe dotychczasowe życie, by zapewnić mi wszystko czego potrzebowałem. Chyba jej się udało, ale potem, gdy zacząłem liceum, życie się zmieniło. Poznałem moją pierwszą miłość, za którą byłem w stanie wskoczyć w ogień... Trwało to stosunkowo długo, do czasu aż pewnego dnia nie złamałem sobie czterech żeber na szkolnych zawodach. Po tygodniu pobytu w szpitalu, nakryłem swoją dziewczynę w łóżku, z moim najlepszym przyjacielem. Nagle straciłem ich obu...- jęknął, wbijając palce w miękką tapicerkę fotela. - Oni stali się sensacją na dzielnicy, ja ofiarą, od której wszyscy się odwrócili. Sam nie wiem czy to przez to, czy przez ten wypadek, miewałem bóle w klatce piersiowej. Zabijałem je Vicodinem, moim sprzymierzeńcem, ratującym mnie przed złym światem. Pewnej nocy, zaczaiłem się na mojego byłego przyjaciela Chris'a, który wracał z zakrapianej imprezy. Porządnie spuściłem mu łomot, niestety jak się okazało na oczach świadków. Od tego czasu notorycznie byłem gnębiony i bity przez chłopaków z jego drużyny. Pieprzona euforia po leku pojawiała się coraz rzadziej. On mnie odurzał i osłabiał w najmniej odpowiednich momentach, dzięki czemu stałem się frajerem. Postanowiłem wtedy skończyć z tym wszystkim. Spakowałem torbę i zaciągnąłem się do wojska... Byłem tam niespełna dziewięć miesięcy, do czasu aż nie urwał się kontakt z moją siostrą. Musiałem pożegnać się z życiem, które mi odpowiadało. Na poligonie przestałem brać, zmieniłem się psychicznie i fizycznie, ale potem zaczęło się piekło- Justin spojrzał kątem oka na Janet. Jej oczy świeciły się niczym tafla jeziora podczas pełni księżyca. Szatyn był niemalże pewien, że nie było to spowodowane katarem, który jej doskwierał. Rozejrzawszy się po salonie, wstał z fotela i przyniósł z komody, pudełko chusteczek higienicznych. Blondynka natychmiastowo wyciągnęła kilka, białych, miękkich kawałeczków papieru i otarła nimi oczy oraz zaczerwieniony nos. Może to wcale nie był zawód dla niej, skoro potrafiła rozkleić się przy historii pacjenta? Z drugiej strony, ona w porównaniu do innych psychologów posiadała odrobinę współczucia do bliźnich.
Bieber, ponownie spoczął na siedzisku i przeczesał palcami, wyjątkowo nieułożone dzisiaj włosy. Dziwnie czuł się bez żelu, który zawsze utrzymywał jego charakterystycznie ściętą grzywkę.
- Przepraszam, jakoś samo tak wyszło- dziewczyna wyszlochała po cichu. - Proszę, kontynuuj...
- Kiedy wróciłem do domu, nie zastałem tam Jamie- pokręcił przecząco głową, odganiając od siebie tę wizję.- Wszystko wydawało się takie inne i nie pasujące do rzeczywistości... Wieczorem odwiedziła mnie Lana, moja była. Uświadomiła mnie, że moja siostra jest w Memorial Hospital, tu w Nowym Jorku i walczy z białaczką, którą ukrywała przede mną przez parę lat. Spakowałem to co najważniejsze i oto jestem!- powiedział drwiącym głosem, opierając łokieć o podłokietnik. Szatyn wsparł dłonią opadającą głowę i wbił wzrok w futrzany, kremowy dywan. Chyba nie był jeszcze gotowy by poruszać ten temat. Rany nadal były zbyt świeże.
- W jakim stanie jest Jamie?- wyszeptała blondynka, nie będąc pewną czy powinna o to pytać. Chłopak spojrzał na nią obojętnie, nie kwapiąc się nawet by cokolwiek powiedzieć. W jego oczach stanęły łzy, których nie chciał już okazywać. Zbyt wiele ich było w ostatnim czasie. - Boże, przepraszam!- Janet zakryła usta dłonią, zdając sobie sprawę, jak potoczyła się sytuacja.
- Odeszła niespełna miesiąc temu...- odparł, tępo spoglądając na obrazy wiszące naprzeciw. - A z nią wszyscy inni...- westchnął ciężko, czując, że tym razem nie uda mu się pokonać nadchodzącej fali płaczu.
Dziewczyna zerwała się z kanapy i prędko ruszyła w stronę Biebera, potykając się po drodze o swój koc, uderzając nogą o szklany stolik i o mało co nie upadając w związku z za szybkim podniesieniem się z pozycji leżącej.
- Jak to wszyscy?- zapytała troskliwym głosem, kucnąwszy przed chłopakiem. Oziębłe dłonie blondynki spoczęły na kolanach szatyna, by przypadkiem się nie wywróciła.
- Zdążyłem tu odnowić relację jaka była pomiędzy mną, a Laną. Jednak wszystko co dobre, szybko się kończy. Bez mojej wiedzy podpisała dokument o eutanazji Jamie i... wyrzuciłem ją z domu. Nie masz pojęcia jaką nienawiść i obrzydzenie odczuwam w stosunku do jej osoby- warknął łamiącym się głosem. - Potem poznałem dziewczynę, której zaufałem, a ona to olała... Liczę, że na Tobie się nie sparzę- prychnął, spoglądając smutno na Janet.
- Justin, nawet tak nie mów- wyciągnęła rękę w kierunku chłopaka. On tylko złapał jej dłoń i posłał nikły uśmiech. Naprawdę miał nadzieję, że chociaż ona nie wystawi go do wiatru.
Spędziwszy w łazience ponad kwadrans, wrócił z powrotem do pustego salonu. Mimo to, jak bardzo było mu głupio, że okazał przed Janet swoją dziecięcą bezsilność, czuł, że teraz nie musi być aż tak ciężko jak wcześniej. Nareszcie ktoś poznał jego mroczne tajemnice, które kumulowały się w nim od bardzo dawna. Chcąc nie chcąc, ta dziewczyna od razu poznała go z tej gorszej strony, choć między Bogiem, a prawdą takie było jej zadanie. Terapeuta jest po to by pomóc ludziom wypić nawarzone piwo.
Dokładnie rozglądając się po pomieszczeniu, uwagę szatyna przykuła brunetka kiwająca twierdząco głową, z radością malującą się na twarzy.
- Jamie, co ty tutaj robisz?- wyszeptał prawie niesłyszalnie, uśmiechając się szeroko od ucha do ucha. Kobieta jak zwykle wzruszyła obojętnie ramionami i wpatrywała się w swojego małego, ukochanego chłopca. Po, krótkiej chwili wskazała ręką na kaloryfer, co zaciekawiło Justina. Szatyn spojrzał pod grzejnik, gdzie suszyły się jego turkusowe trampki. Miło z jej strony, pomyślał, uśmiechając się przy tym nieświadomie. Przerzuciwszy wzrok na drugą stronę, nie dostrzegł już siostry, lecz puste miejsce. Chłopak zagryzł usta w wąską linię i rozłożył ręce na znak bezradności.
- Ciepła herbata i bajgle- blondynka weszła do salonu, trzymając tacę w trzęsących się dłoniach.
- Nie musiałaś- odparł, odbierając załadunek od towarzyszki.
- Jestem pewna, że nie tylko ja mam ochotę na jedzenie- zachichotała. - Gdyby nie Ty, to chyba bym głodowała. Jedyna rzecz, którą mam w lodówce, to światełko- powiedziała, na co Bieber głośno parsknął.
Siedząc w kuchni, na zimnej posadzce, okręcał w dłoniach kryształową szklankę, szkockiej, która mieniła się na przeróżne odcienie brązu, w blasku bijącym od telewizora, stojącego w salonie. Tego wieczoru, w mieszkaniu chłopaka, praktycznie panowała ciemność, jakby próbował udawać, że nie ma go w domu. Wyciągnąwszy z szuflady szklaną, światłoodporną fiolkę, oparł się plecami o drewniane drzwiczki od szafki z naczyniami i westchnął głośno. Dlaczego jej o tym wspomniałem, powiedział w myślach mając wyrzuty do samego siebie. Przecież ten nałóg był już przeszłością, która niestety lubi dawać się we znaki. Włożywszy do ust dwie białe, tabletki, Justin zawahał się na chwilę czy powinien je połknąć. Przed tym jednak otrzymał smsa od Janet. Akurat pytała czy aby na pewno odstawił Vicodin. Szatyn kopnął ze złością, w jedną z desek, wyspy kuchennej po czym zrezygnowany wypluł pigułki do zlewu i spłukał je zimną wodą, by jak najszybciej zniknęły z jego oczu.
Chłopak nie miał pojęcia jak powinna zabrzmieć odpowiedź na wiadomość od blondynki. Przez krótką chwilę, coś w jego głowie podpowiadało mu żeby się przyznać do tego, co zamierzał zrobić, lecz nie trwało to długo. Chyba byłby bez duszy, gdyby napisał dziewczynie o tym zajściu. Ona naprawdę wykazywała troskę wobec niego, czego on nie zaznał już od bardzo dawna. Nawet nie pamiętam tego smaku, odpisał krótko, ze świadomością jakim jest kłamcą. Dosłownie przed chwilą czuł pod językiem tę słodycz, która dałaby mu tę piękną i nieopisywalną euforię.
- To powinno się leczyć- mruknął pod nosem, otwierając okno. Zimne powietrze, natychmiastowo uderzyło o skąpo odziany tors szatyna. On jednak się tym nie przejął. Trzęsącymi się rękoma, otworzył opakowanie Vicodinu i wysypał zawartość słoiczka by niedorzeczne myśli nie dręczyły go nigdy więcej.
Zasłoniwszy rolety, wypił duszkiem resztę whisky i ruszył do sypialni, trzaskając za sobą drzwiami.
*
Kochani! Przykro mi to mówić, ale chyba się wypalam... Ta historia też wkrótce się skończy, więc mam nadzieję, że wytrzymacie ze mną do końca. To już kwestia około pięciu rozdziałów.
Przepraszam, że tak długo czekaliście na notkę, ale jak się okazuje nie zdaję z kilku przedmiotów... Muszę się wziąć w garść bo inaczej nici z moich wakacji w Polsce.
Powiedzcie mi proszę, co o myślicie o tym rozdziale?
Pozdrawiam
P.S. Znacie kogoś, kto mógłby mi pomóc ze zrobieniem nowego szablonu?
P.S. Znacie kogoś, kto mógłby mi pomóc ze zrobieniem nowego szablonu?
nigdy więcej nie mów, że się wypalasz, bo dla mnie to i tak będzie genialne! strasznie szkoda mi Justina ;( coraz gorzej z nim. znowu się stacza ;(
OdpowiedzUsuńznowu się rozkleiłam podczas tego rozdziału. to opowiadanie jest niesamowite i nie mów nam, że się wypalasz, bo to nieprawda. historia od samego początku jest wspaniała i oryginalna. mnie pochłania za każdym razem :) trzymam kciuki w nauce <3
OdpowiedzUsuńale się zaczytałam, odpłynęłam w inny świat tak czytam, czytam, a tu nagle koniec i ty mówisz, że się wypalasz... to jakiś żart? przecież to jest genialne, więc ty nie mów, że nie masz weny czy coś, bo skoro ten rozdział pisałas gdy nie miałas weny i wyszedł ci taki genialny, to ja stwierdzam, że muszę się jeszcze wiele nauczyc, bo nie umiem pisac nawet w połowie tak dobrze jak ty.
OdpowiedzUsuńwrong-feeling.blogspot.com
escape-from-love.blogspot.com
Cóż, jeszcze pięść rozdziałów - nie za dużo, nie za mało. Czasami lepiej skończyć, niż ciągnąć temat w nieskończoność. Co do rozdziału to strasznie szkoda mi Justina, a Janet strasznie polubiłam. Końcowy fragment, szczerze przyznam, chwycił mnie za serce, co mało kiedy się zdarza w moim przypadku.
OdpowiedzUsuńCzekam na następny!
jeśli jesteś zainteresowana to mam nowe opowiadanie --> http://uprowadzona.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńjest na blogspocie pełno szabloniarni, ja osobiście polecam:
OdpowiedzUsuńmalach-tow możesz sobie zamówić szablon jaki tylko chcesz i masz pewność, że będzie dobrze wykonany! A szabloniarka, która go dla ciebie wykonała w razie problemu pomoże ci z jego wstawieniem.
Co do rozdziału oczywiście mi się podoba, może fakt są lepsze i gorsze fragmenty, ale patrząc na całość nie ma się co czepiać. Gdyby każdy tak pisał jak ty czytanie blogów byłoby czystą przyjemnością!
Pozdrawiam gorąco!
[ma-dependance]
Od razu polubiłam Janet, wydaje mi się, że ona go nie wystawi (o ile nie będzie jej oszukiwał). A ten moment, w którym widział Jamie, och... Musi być mu z tym strasznie ciężko. Mimo, że prawie połknął te tabletki to i tak jestem zadowolona, że to było prawie. Mam nadzieję, że już więcej z tym świństwem nie będzie miał do czynienia.
OdpowiedzUsuńObyś zaliczyła wszystkie przedmioty, będę trzymać kciuki :). A jeśli o szablon chodzi to na necie jest tego pełno, wpisz w google i na pewno coś znajdziesz :).
Pozdrawiam i czekam na kolejny!
Najprawdopodobniej nie zdajesz sobie nawet sprawy jaka jestes niedamowita. Jestem pod ogromnym wrazeniem tego co piszesz. Za kazdym razem zaskakujesz mnie swoimi opisami ktorych mozna ci tyljo pozazdroscic. Czytajac twoje opowiadanie mam wrazenie jakbym czytala ksiazke z prawdziwego zdarzenia :) Po prostu jestes niesamowita. No coz mam nadzieje, ze Janet w koncu sie nim zajmie i bedzie bliska Justinowi.
OdpowiedzUsuńSmutno mi, ze juz niedlugo koniec tago wspanialego bloga, ale mam nadzieje ze jeszcze sie spotkam z twoimi opowiadaniami i to nie raz :d
Z niecierpliwoscia czekam na kolwjny rozdzial i zycze ci mnostwo weny ktora z pewnoscia sie przyda <3
[catching-feelings-now.blogspot.com]
Pozdrawiam :*
Ej, ej! Wcale się nie wypalasz, co całkowicie potwierdza ten rozdział.
OdpowiedzUsuńZawsze jak czytam Twoje opowiadanie jestem niesamowicie oczarowana tym, jak pięknie potrafisz komponować zdania. Za każdym razem przenoszę się w całkiem inną rzeczywistość - to piękne.
Nie sądziłam, że Justin zdecyduje sie opowiedzieć Janet swoją historię, a to, że to zrobił pokazuje, jak bardzo było mu z tym ciężko. Powracający nałóg? och, mam nadzieję, że chłopak nie kupi następnego opakowania. Mam nadzieję, że dziewczyna mu pomoże poradzić sobie z problemami.
Szkoda, że do końca już tylko pięć rozdziałów. Chociaż może i dobrze, bo niczego nie można na siłę ciągnąć jak mody na sukces. Pozostawiając niedosyt - w moim przypadku - ciągniesz mnie w stronę Twojego nowego opowiadania, które, mam nadzieję, będziesz pisać!:)
Pozdrawiam ciepło, mam nadzieję, że zdawki z ocen poszły dobrze c:
asdfghgwedfds to opowiadanie jest świetne *-* dodawaj szybko następny rozdział, bo inaczej zeświruję chyba :o XD
OdpowiedzUsuńSwietny czekam na nn @maja378
OdpowiedzUsuńOjojoj przeczytałam wszystkie rozdziały, jesteś jednym słowem niesamowita. Rozdziały są długie, a ja kocham jak rozdziały są długie, mam nadzieje, ze szybko pojawi się następny rozdział, czekam z niecierpliwością ; *
OdpowiedzUsuńhttp://believeinlies.blogspot.be/
Wpadnij do mnie, gwarantuje wiele emocji, a jakich to już sama ocenisz. Zapraszam do obserwatorów i komentowania <3