piątek, 8 marca 2013

Epilog

            Spojrzał na kobietę idącą za rękę z małym chłopcem po chodniku i uśmiechnął się szeroko, przypominając sobie czasy, kiedy nie świadom życiowych problemów, spacerował z Jamie wzdłuż alejek Calabasas. Już nigdy nie będzie tak jak kiedyś, pomyślał Justin usiadłszy na ogrzanych przez słońce, schodach nowojorskiego uniwersytetu. Budynek nie należał do najnowszych ani zachęcających, ale przecież nie o to chodzi w edukowaniu się...
             Ostatnimi czasy, Bieber zaczął dość poważnie zastanawiać się nad pójściem na studia. Bo przecież pieniądze odziedziczone po ojcu, to nie wszystko. Nawet jeśli szatyn miał ich wystarczająco by rozrzutnie żyć, a jeszcze zostawić spory spadek dzieciom, nie chciał być gorszy od swojej dziewczyny. Choć z drugiej strony, nie chciał też powiesić w swoim gabinecie kartki, oprawionej w antyramę, by do końca życia na nią spoglądać i twierdzić, że zmarnował trzy, a może nawet więcej lat swojej młodości, na jeden, głupi, czasami nic nie znaczący dla pracodawców dokument.
            Upił łyka przestudzonej kawy, którą nosił po mieście od ponad godziny, w zwykłym papierowym kubku i zmarszczył czoło, czując w ustach gorzką końcówkę napoju. Zerknąwszy na wygaszony wyświetlacz telefonu, Justin przeczesał palcami swoją grzywkę i nasunął na nos ciemne okulary, które tego dnia naprawdę były potrzebne, by nie oślepnąć od rażących w oczy promieni słonecznych.
- Zdałam!- podekscytowana blondynka wybiegła z budynku uczelni i rzuciła się na plecy zadumanemu chłopakowi, który nie zareagował na jej słowa szczególnie wyjątkowo. - Nie cieszysz się razem ze mną?- spochmurniała, spoglądając na bezuczuciową minę szatyna.
- To nie tak...- westchnął, podniósłszy się do pozycji stojącej.
- Nawet mi nie pogratulowałeś- Janet zacisnęła usta w wąską linię i uważnie przyjrzała się ustom towarzysza, który zamykał je, a potem otwierał, jakby nie będąc pewnym czy powinien powiedzieć jej o tym co leży mu na sercu.
- Zanim wyszedłem z domu, zadzwonił do mnie Donell i zaoferował kolejną półroczną misję- wycedził przez zęby, choć sam nie wiedział dlaczego był wściekły. Blondynka na te słowa prychnęła pod nosem i pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Przyjąłeś to?- zapytała ze strachem i tysiącem czarnych myśli. - Przyjąłeś to?!- zadała pytanie po raz drugi, chcąc upewnić się, że to milczenie ciągnące się w nieskończoność, nie zwiastuje czegoś złego. - Justin proszę Cię... Nie zostawiaj mnie, bo za długo czekałam na swoją kolej- z rozgoryczeniem uderzyła pięścią w tors szatyna. - Zostań żołnierzem mojego życia...- wychlipała, ocierając opuszkami palców, swoje zaróżowione policzki.
- Nie- odparł spokojnie. - Nie przyjąłem. Skończyłem już z wojskiem...- szatyn objął dziewczynę swoim silnym ramieniem i złożył pocałunek na jej czole. Doskonale wiedział, że to właśnie Janet była całym jego światem i z wzajemnością. Tak więc nie zamierzał kusić losu i najzwyczajniej odstawił swoje marzenie na drugi tor, zdając sobie sprawę, że już nigdy go nie spełni.
           Podobno nadzieja umiera ostatnia, w przeciwieństwie do ludzi z pewnością... Nie mniej jednak Justin liczył, że kiedyś przytrafi mu się jeszcze jakaś szansa na polepszenie świata i liczył też na odnalezienie trzeciego listu od siostry, choć nie był pewien czy aby na pewno chciałby poznać jego treść. Dopóki nie będzie znał ostatnich z ostatnich słów Jamie, dopóty jego wiara w jej obecność i wieczne odkrywanie jej cząstek życia, miało trwać.
            Spojrzał w dal i jeszcze mocniej wtulił Janet w swoje ciało, kiedy na drugiej stronie ulicy, po której pędziły charakterystyczne żółte taksówki, ujrzał znajomą brunetkę. Wyraźny uśmiech na jej twarzy mówił sam za siebie. Z resztą Justin nie mógł wymagać od niej czegoś innego, jak na przykład słów. Była tylko jego wyobraźnią, nie widzianą od bardzo dawna bo aż od Sylwestra, nie mniej jednak, szatyn ze szczerym uśmiechem, pokazał siostrze ostatnio wytatuowane przedramię. Znak nieskończoności z napisem Jamie, miał być odpowiedzią na te siedemnaście lat odjęte z życia siostry, na wychowanie niesfornego chłopczyka. Chociaż taki skrawek ciała, Bieber mógł poświęcić tak ważnej osobie.
             Kiedy brunetka, szybkim krokiem odeszła w jedną z bocznych uliczek, chłopak poczuł w sercu dziwne ukłucie. Był niemalże pewien, że to było ich ostatnie spotkanie.
- Panno magister Regan, może uczcimy Twój sukces podwójnymi lodami?- zapytał zawadiacko, powstrzymując łzy zbierające się pod jego powiekami. Nikt nie mógł ich zobaczyć. Przecież Jamie była jego najskrytszą tajemnicą.

*
Nie wierzę, że to już koniec. Pisanie prologu pamiętam tak jakby to było wczoraj. I choć niektóre rzeczy opisałam gorzej, a niektórej lepiej niż było to zaplanowane, jestem z siebie dumna. Z pewnością poddałbym się o wiele szybciej gdyby nie wasze wsparcie, tak więc to, że nastał już koniec, jest waszym wkładem ;-)
W sumie nie wiem czy to opowiadanie było odchylone tematyką od pozostałych, ale raczej większość z was zauważyła, że nie miłość, a życie na dnie i relacje z siostrą były tematem przewodnim. Nie wiem czy odczytaliście stąd jakiś morał albo nawet i więcej, ale mam taką nadzieję... Można z rodzeństwem drzeć koty, ale ono jest naprawdę ważne ;-)

Co do mojej twórczości. Nie mam pojęcia czy zacznę coś nowego. Mam tysiąc pomysłów na godzinę, ale mam też wiele do wykonania do końca tego roku i nie wiem czy znajdę czas na pisanie. Jeśli tak się stanie, nowy adres pojawi się na pasku i roześlę go do tych, którzy pod tym rozdziałem zostawią swój adres bloga, bądź email. (Przepraszam nie mam TT)

Jeszcze raz wielkie dzięki! Dajcie znać co myślicie o zakończeniu i ilu was tutaj ze mną było? Kocham was - Fun.