sobota, 1 grudnia 2012

Sześć

             Stojąc w kuchni przy oknie, spoglądał na wyraźnie zarysowaną pełnię księżyca. Tej nocy niebo było niewiarygodnie przejrzyste, wręcz idealne do obserwowania gwiazd. Szkoda tylko, że teleskop szatyna został w Kalifornii, w miejscu, za którym tak bardzo tęsknił i nienawidził równocześnie. Od kilku dni Justin cierpiał na bezsenność spowodowaną dręczącymi go myślami. Codziennie po północy, siadał wzdłuż kuchennego parapetu, ze szklanką ciepłego mleka i zastanawiał się nad tym co jest teraz i tym co wkrótce miało się wydarzyć. Każdego poranka wmawiał sobie i godził się z faktem, że Jamie już nie ma, ale ona wciąż żyła u jego boku. Przecież pewnego dnia naprawdę jej zabraknie, a wtedy on nie nasyci się jej widokiem. Co zrobi? Wróci na poligon czy do Calabasas? Bez jego siostry ten dom będzie bardziej pusty niż jakby wyniesiono stamtąd wszystkie meble.
             Spojrzał na sylwetkę zmierzającą do niego z ciemnej otchłani salonu. Nie bał się, bynajmniej nie tym razem. To charakterystyczne, ciche stąpanie znał na pamięć.
- Nie śpisz?- zapytała Jamie, której twarz rozjaśniła się w świetle księżyca.
- Jak widać...- westchnął, pomagając drobnej brunetce wspiąć się na parapet. Kobieta usadowiła się pomiędzy udami brata, po czym spojrzała za szybę.
              Szatyn objął ją i oparł o swój tors. Czując pod palcami jej wystające żebra, przestał oszukiwać się, że choroba nie postępuje. Minęły ponad trzy tygodnie odkąd Jamie wróciła do domu. Już prawie całkowicie straciła apetyt, gubiła włosy garściami i skarżyła się na niedowład rąk i nóg.
- O czym myślisz?- szepnął chłopak.
- Właśnie przypomniało mi się jak uczyłam Cię jeździć na rowerku w naszym ogrodzie, a ty wjechałeś w krzaki i wylądowałeś na posesji państwa Richie- zaśmiała się cichutko. - Myślałam, że będziesz płakał, ale otrzepałeś kolana, machnąłeś blond czupryną, spojrzałeś na mnie jakbyś się obraził, po czym przeczołgałeś się z powrotem do naszego ogrodu, targając za sobą rower-ukradkiem otarła z policzka łzę spływającą swoim własnym szlakiem.
- Naprawdę? Kiedy to było?- zapytał ze zdziwieniem, próbując przypomnieć sobie tę komiczną sytuację.
- Nie miałeś więcej niż pięć lat- ziewnęła.- Chodź położymy się- mruknęła ciągnąc Justina za rękę, w kierunku swojej sypialni.
             Szybko usnął gdy głaskała go po twarzy, jednak równie szybko się obudził, słysząc cichy szloch brunetki.
- Jamie?- zapytał niepewnie, zapalając lampkę stojącą na stoliku nocnym. Widok skulonej siostry, kurczowo ściskającej róg kołdry, mroził krew w żyłach. 
- Wiesz co robić...- zacisnęła zęby, próbując stłumić cierpienie. Ból był jednym z końcowych objawów białaczki. Od pewnego czasu przeszywał ciało brunetki coraz częściej, ale nigdy nie mówiła o tym Justinowi.


            Z każdą kolejną sekundą, w ciszy spędzoną w gabinecie doktora Drain'a, coraz bardziej bał się czekających go wieści. Mężczyzna widząc obserwującego go szatyna, głośno zakasłał i założył ręce na biurku.
- Panie Bieber, nie chcę już robić waszej rodzinie nadziei, że stan pańskiej siostry się poprawi. Nie chcę też mówić co jest w następnym etapie tej choroby, gdyż nie ma nic...- powiedział ze współczuciem, przeglądając kartę pacjentki-  Jamie dostała pierwszą dawkę morfiny, która uśmierzy jej ból. Nic innego jej nie pomoże... Przykro mi - westchnął brunet.
- Mogę do niej pójść?- zapytał Justin, jakby ignorując przemowę lekarza. Ten kiwnął tylko głową i podał chłopakowi rękę na pożegnanie, nawet nie oczekując czegoś więcej. Nikomu w tej sytuacji nie było łatwo, nawet lekarzowi, który musiał pełnić rolę wyroczni.
             Usiadł na krzesełku przy łóżku brunetki, z zaciekawieniem patrzącej na idealnie biały sufit, jakby co najmniej wyświetlano na nim jakiś film. 
- Jak się czujesz?- zapytał, ściskając chłodną dłoń kobiety.
- O wiele lepiej. Nareszcie nie boli- uśmiechnęła się, nadal unikając wzroku szatyna. - Nie wrócę już do domu, prawda?- wyszlochała Jamie, mocno zaciskając drżący nadgarstek chłopaka.
- Nie sądzę- wyszeptał, próbując powstrzymać łzy.
- Tak więc posłuchaj mnie uważnie...- za pomocą pilota podniosła łóżko do pozycji siedzącej.- Po mojej śmierci odczytasz pierwszy z trzech listów, które Tobie zostawiłam. To jest pierwszy...- brunetka wsunęła białą kopertę do kieszeni skórzanej kurtki Justin'a.- Dwa pozostałe są w domu w Calabasas...
              Chłopak pokręcił głową nie chcąc dopuścić do siebie poszczególnych słów Jamie. Nadchodził moment, na który nie był gotowy, choć czas naglił i go do tego zmuszał. Nigdy nawet nie śmiał pomyśleć, że trzydzieste czwarte urodziny jego siostry były jej ostatnimi.
- Mam do Ciebie jeszcze jedną prośbę- mruknęła cicho. - Pojedź proszę po Lanę. Chcę z nią koniecznie porozmawiać.
- Potrzebujesz jeszcze czegoś?- zapytał szukając w kieszeni kluczyków od auta.
- Jakbyś mógł mi gdzieś kupić ciasto czekoladowe z karmelem- zaczęła bredzić, co oznaczało, że morfina rozpoczęła działanie i wprowadza Jamie do niecałkowitego stanu świadomości.


            Stał z papierosem w ręku, pod szpitalną wiatą by ukryć się przed ulewnym deszczem. Zachłannie wdychał dym tytoniowy prosto do płuc, jakby chciał nim zapchać pustkę, z którą nie dało się nic zrobić. Oparł się o filar, czując, że kręci mu się w głowie od nikotyny. Nie palił nałogowo, toteż taki efekt uboczny był całkiem normalny.
- Pierwszy raz palisz?- usłyszał damski, cieniutki głos.
             Przed szatynem stała niska, czarnowłosa dziewczyna z dużymi, zielonymi oczyma oraz nieskazitelną, porcelanową twarzą. Przełknął głośno ślinę, kontemplując ją wzrokiem. Mimo, że miała założone wysokie koturny, nie dosięgała Bieber'owi nawet do połowy ramienia. Mogła mieć nie więcej niż metr pięćdziesiąt.
- Ostatnio zdarzyło mi się rok temu- odparł, wydmuchując z ust szaro-biały obłok.
- Peyton- wyciągnęła drobną dłoń w kierunku wahającego się chłopaka, który nie należał do ludzi towarzyskich, ale potrzebował teraz czyjejś obecności.
- Justin- odwzajemnił gest, spoglądając na towarzyszkę podejrzliwym wzrokiem. Czarnowłosa stała naprzeciw niego, oparta o mokrą, metalową barierkę i delektowała się dopiero co odpalonym papierosem.
             Zastanawiał się ile mogła mieć lat? Pomimo swojego dziecięcego wzrostu, wcale nie wyglądała na potencjalną szesnastolatkę.
- Co robisz w tak piekielnym miejscu jak to?- zapytała po chwili milczenia, poprawiając swój jesienny, szeleszczący płaszcz o kolorze khaki.
- Patrzę jak dobra passa raz na zawsze znika z mojego życia- odparł, wstydliwie przeczesując palcami grzywkę. - A ty?
- Zastanawiam się dlaczego ten u góry zniszczył moje życie bardziej niż możesz to sobie wyobrazić...- spuściła wzrok do boku i zacisnęła usta w wąską linię, nie chcąc rozpłakać się przy nieznajomym. - Powinnam już pójść. Mój ojciec mnie potrzebuje- westchnęła, przydeptując butem peta. - Miło było poznać. Do zobaczenia- powiedziała, znikając za automatycznie rozsuwającymi się drzwiami.
           Kiedy wszedł na podziemny parking, rozejrzał się dookoła, próbując wypatrzyć w tłumie swojego Mustanga. Nie było to trudne zadanie. Czarny, błyszczący lakier i opływowa sylwetka rzucała się w oczy niemalże każdemu.
            Ociężale usiadł na fotel kierowcy, który tak jak inne miejsca, miał tapicerkę z kremowej skóry. Całe to auto było wyjątkowe. Wewnątrz wciąż pachniało nowością, mimo, że Jamie nie raz pozawieszała tam wiele przeróżnych zapachów podrażniających nozdrza.
            Włączywszy radio, w głośnikach rozległ się dźwięk jednej z kawałków z krążka Gun'n'Roses. Nie chciał ich teraz słuchać. Obawiał się, że zrazi się do swojego ulubionego zespołu, gdyby miał z nim wspomnienia z jakże trudnego okresu w jego życiu. Wolał posłuchać piosenek na czasie puszczanych z nowojorskiego radia.
- Już jestem- Lana pośpiesznie wskoczyła do samochodu i głośno trzasnęła drzwiami, doprowadzającym tym Justina do szewskiej pasji. Spojrzał na nią złowrogo jednak zaprzestał, gdy dostrzegł jej podpuchnięte i rozmazane od tuszu oczy.
- Wszystko w porządku?- zapytał z przerażeniem, czując jak poziom adrenaliny podskakuje mu pięciokrotnie. Przez głowę szatyna momentalnie przewinęły się czarne scenariusze.
- Tak. Jamie już zasnęła, a ja po prostu chcę jechać do domu- wyszlochała.
- Na pewno?- zapytał, ujmując w dłoni podbródek brunetki.
- Justin, proszę Cię- zamknęła oczy nie chcąc pokazać, że ma przed nim tajemnicę, której nie powinien poznać.
- Dobrze- odparł zrezygnowanym tonem, muskając usta dziewczyny. Zwinnymi ruchami wsunął kluczyk do stacyjki, odpalił silnik i podjechał do szlabanu stojącego na wyjeździe z podziemi.


             W piątkowy przedpołudnie, szatyn jak co dzień, pojawił się w klinice, gdy tylko się obudził. Pośpiesznie skierował się do sali, w której zwykle bywała Jamie, czekająca na niego z utęsknieniem.
- Panie Bieber! Jak dobrze, że pan jest- usłyszał za sobą męski głos.
- Tak?- Justin posłał doktorowi Drain'owi nikły uśmiech, spoglądając na niego przez ramię.
- Pańska siostra została przeniesiona na OIOM. Proszę za mną- westchnął brunet bez jakichkolwiek uczuć, idąc w stronę oddziału intensywnej opieki medycznej. - Proszę do niej wejść, jest bardzo zdenerwowana- stwierdził lekarz po czym ruszył wgłąb korytarza.
            Chłopak stał przed salą, w której leżała jego siostra. Nim wszedł do środka, przez chwilę obserwował ją przez ogromną, szklaną szybę. Serce mu się krajało gdy widział swoją Jamie w takim stanie.  Z każdym dniem odwiedziny były coraz trudniejszą rzeczą dla nich obojga. Nie dało się ukryć, że działo się coraz gorzej.
- Cześć- wszedłszy do pomieszczenia, przybrał sztuczny uśmiech.
- Myślałam, że już nie przyjdziesz- głos brunetki był ledwo słyszalny. Nie wiadomo czemu była cała roztrzęsiona. Justin ucałował kobietę w czoło i pogłaskał ją po włosach. - Boję się, wiesz?- pociągnęła nosem, niespokojnie spoglądając na zegar. Za równe dziesięć minut miało wybić południe.
- Ja też...- szepnął, głośno przełykając ślinę.- Ja też...
              Po krótkiej chwili doktor Drain wszedł do sali, o dziwo odziany w biały, falujący fartuch, którego nie miał w zwyczaju nosić.. Wyraz twarzy mężczyzny po raz pierwszy nic nie mówił, co zaniepokoiło Bieber'a.
- Mógłbym zostać z pacjentką sam na sam?- westchnął, upewniając się, że wenflon w ręce Jamie jest dobrze wkłuty.
- Oczywiście- odparł chłopak, kierując się do wyjścia.
- Justin! Poczekaj!- brunetka poderwała się z miejsca, kurczowo łapiąc brata za umięśnione przedramię. - Pamiętaj, że Cię kocham i zawsze z Tobą będę... Tak jak obiecałam- szepnęła, spoglądając na niego zaszklonymi, brązowymi niczym czekolada oczami.
- Ja Ciebie też- ucałował wewnętrzną stronę dłoni, która tak mocno ściskała jego rękę, tym samym nie pozwalając przepłynąć krwi.- Ale przecież to nie pożegnanie, prawda?- uśmiechnął się i nie czekając na odpowiedź wyszedł z pomieszczenia.
             Ani przez chwilę nie przestał spoglądać przez szybę, na to co działo się w sali. Doktor Drain, podszedł do jednej z maszyn, wcisnął kilka guzików po czym stanął przy brzegu łóżka i obserwował coraz to spokojniejsze ciało Jamie. Szatyn nie miał pojęcia co właśnie się działo. Dopiero gdy spostrzegł, że cyferki na życiowym monitorze jego siostry stopniowo się obniżają, zrozumiał, że to koniec.
- Nie, proszę...- oparł twarz o zimne szkło, po którym zaczęły spływać łzy chłopaka. Miał jeszcze nadzieję, że funkcje życiowe się unormują, ale one wciąż spadały. Linie informujące o akcji serca były coraz mniej wygórowane, wszystko się obniżało... - Jamie, kochanie, dasz radę!- pisnął uderzając pięścią o szybę pancerną. Przez rękę Justina przeszły nieprzyjemne spazmy. - Człowieku, dlaczego jej nie pomogłeś?!- ze wściekłością spoglądał na bruneta, najprawdopodobniej zapisującego godzinę zgonu na karcie pacjenta.
              Dlaczego nie wezwano pomocy, dlaczego nie zastosowano defibrylacji? Po prostu pozwolono jej odejść bez walki.

*
               No cóż... zawiodłam się na sobie i to bardzo... Chciałam to opisać inaczej, ale nie umiem ;-( 
Cieszę się chociaż z tego, że przez te wszystkie rozdziały wyciągnęłyście dobre wnioski co do charakteru Lany... Siódmy rozdział będzie bliską kontynuacją tego co wydarzyło się w tej notce.

15 komentarzy:

  1. o matko, popłakałam się ;(
    już nie mogę doczekać się następnego <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Smutne zakończenie, nie powiem. Rozdział sam w sobie bardzo dobry, ciekawi mnie ta dziewczyna, którą poznał Justin, mam wrażenie, że nie jest to osoba pojawiająca się w tym opowadaniu tylko na chwilę.

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie spodziewałam się, że Jamie odejdzie już w tym rozdziale. I w dodatku, że lekarz 'pomoże' jej w przejściu na tamten świat, nie pozwalając Justinowi nawet być przy niej w tym momencie..
    Zaintrygowała mnie ta dziewczyna, którą Justin spotkał przed szpitalem. Myślę, że w jej życiu też się teraz bardzo dużo dzieje, że także cierpi z powodu cierpienia bliskiej osoby. Jestem pewna, że nie była to epizodyczna postać, ciekawa jestem, co takiego wniesie do tego opowiadania. Może będą sobie z Justinem wzajemnie oparciem?
    Ciekawi mnie również, co Jamie zawarła w tych trzech listach. Nie mogę przestać rozmyslać, co ona mogła tam napisać, o czym jeszcze nie wiemy ani my ani Justin.
    Na pewno to będzie dla niego wielkie przeżycie.
    Nie masz żadnych argumentów na to, że zawiodłaś. Dobrze wiesz, co ja sądzę o Twoim stylu pisania, sama chciałabym tak umieć :)
    Czekam na kolejną cześć, mam nadzieję, że znajdę tam odpowiedź na choćby część nurtujących mnie pytań :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jeżeli uważasz, że ten rozdział ci się nie udał, to sobie przeczytaj moje opowiadanie i wtedy zobaczysz, co jest naprawdę beznadziejne.
    Wiedziałam, że ona umrze, ale mimo to miałam nadzieję, że to będzie jakieś takie mniej bolesne, a czytając ten rozdział poczułam jakby to mi umarł ktoś bliski, naprawdę.
    Justin pewnie będzie czuł się osamotniony i może ta Peyton go zrozumie i coś pomiędzy nimi będzie. No cóż zobaczymy... Czekam na NN. Pozdrawiam i życzę weny :)

    escape-from-love.blogspot.com
    whisper-of-secret.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  5. Biedny Justin współczuje mu strata kogoś bliskiego to najgorsze co może być.Postać Peyton zaciekawiła mnie dlatego będe czekać na dalsze części w których może będzie ;) Czekam na kolejny i pozdrawiam ;*

    OdpowiedzUsuń
  6. Jezu! Popłakałam się! Nie wiem czy tylko na mnie tak działa opowiadanie czy reszta osób też wylewa łzy czytając to, ale powiem Ci, że jesteś nieziemska! Ja sobie nie wyobrażam życia bez mojego brata czy siostry więc może właśnie dlatego stąd te łzy, gdyż mogę postawić się na Justina miejscu i mniej więcej czuć to co on. Mam nadzieje, że szybko otrząśnie się po stracie siostry, chociaż szczerze w to wątpie. Jestem ciekawa co powiedziała ona Lenie i co będzie zapisane w tych listach, dlatego pisz szybciej!
    Zapraszam do mnie:
    http://otchlan-czasu.blogspot.com
    Dodaję Cię do mojej listy na blogu ;) Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  7. Szczerze mówiąc nie popłakałam się, może dlatego, że rzadko kiedy płacze na jakimś blogu, a jak płacze to tylko i wyłacznie na epilogach. Rozumiem Justina, wiem co czuje, może dlatego, że sama mam siostrę? Może dlatego łatwiej mi czytać? Nie wiem...

    Chciałabym również zaprosić do odwiedzenia swojego bloga, do wyrażenia swojej opinii, do zaobserwowania jak się spodoba, by być na bieżąco! - Vicky <3

    OdpowiedzUsuń
  8. ZAWIODŁAŚ SIĘ? Dziewczyno! Nie masz powodu, żeby tak mówić, to najpiękniejszy rozdział jaki kiedykolwiek czytałam, pierwszy raz ktoś opisał śmierć bliskiej osoby w TAKI sposób. Zazwyczaj to opisują to w bardzo zwięźle, cały czas powtarzając o płaczu, a tutaj takie coś! Naprawdę świetnie to opisałaś i powinnaś być z siebie dumna, bo ja osobiście jestem :).

    Czekam z niecierpliwieniem na kolejny rozdział, wiem, że będzie równie dobry, jak ten :). Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  9. Dlaczego mówisz, że zawiodłaś się? Nie powinnaś w ogóle myśleć w ten sposób! Wywołałaś u mnie istną burzę emocji, i to było wspaniałe, choć pozostaje żal, że Jamie opuściła Justina już w tym rozdziale. Pewnie będzie mi jej brak, choć jest postacią fikcyjną, utożsamiłam się z bohaterami, więc również z nią... uroniłam kilka łez. Chylę czoło!
    [ jedna-chwila-jb.blogspot.com ]

    OdpowiedzUsuń
  10. przyznam, że jestem strasznym leniuchem i trudno było zabrać mi sie za czytanie tego opowiadania, kiedy na stronie głównej ujrzałam szósty rozdział. ale cieszę się, że udało mi się to przeczytać, bo jestem pod ogromnym wrażeniem! jak dobrze, że u mnie na blogu zostawiłaś adres swojego bloga!
    twoja historia jest taka... no nie wiem. brak mi słów. pierwszy raz spotykam się z czymś takim. a piszesz tak, że czuję się, jakbym sama brała udział w tej historii.
    co do tego rozdział, był cholernie smutny. nie rozumiem, czemu Jamie się poddała. mogła walczyć. teraz Justin został sam. co prawda ma Lanę, która swoją drogą jest kochaną osóbką. jestem też ciekawa co wprowadzi tutaj Payton.
    co do twojego pytania u mnie, tak szablon robiłam ja(:
    dodaję cię do polecanych i mam nadzieję, ze będziesz informować mnie o nowych rozdziałach, albo na twitterze : @MalikDrug lub na blogu!


    Pozdrawiam! (:
    mental-mess.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  11. Wszyscy przede mną napisali takie długie komentarze ale nie wiem czy i ja dam radę taki napisać. Nadal nie mogę się otrząsnąć po tym rozdziale. Jest niesamowity i opisałaś wszystko jak powinnaś więc nie wiem czemu dałaś taki wpis pod rozdziałem?! Mam nadzieję, że szybko dodasz kolejny i wszystko się wyjaśni jeszcze bardziej. Już nie mogę się doczekać. A łzy lecą mi po twarzy jak woda z kranu..

    www.odnalezc-przeznaczenie.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  12. po raz kolejny sie popłakałam podczas czytania. to co tutaj tworzysz jest po prostu niesamowite i z każdym rozdziałem to opowiadanie podoba mi się jeszcze bardzej :) już się nie mogę doczekać następnego, mam nadzieję, ze wkrótce zdradzisz nam dlaczego Lana płakała po wyjściu od Jamie, zaciekawiłaś mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Nawet nie pisz bzdur, że się na sobie zawiodłaś! Jesteś genialna! G-E-N-I-A-L-N-A ! Chciałabym pisać tak jak ty. Robisz to w taki sposób, że wczuwam się w cierpienie Justina i chce mi się płakać, a rzadko to robię, czytając jakieś opowiadanie. Mam nadzieję, że Lana i Justin będą razem! Proszę cię informuj mnie o nowych na elsedream.blogspot.com <3

    OdpowiedzUsuń
  14. to opowiadanie jest po porostu świetne! Kocham takie opowieści, pełne niedomówień i niewyjaśnionych do końca wątków. Świetnie piszesz i nie mów, ze jest inaczej!
    oby tak dalej! :3
    [http://ma-dependance.blogspot.com]

    OdpowiedzUsuń
  15. Nie wiem. Po prostu nie wiem co mogę napisać na temat tego opowiadania. Czytając każdy rozdział, zastanawiam się kto u licha siedzi po drugiej stronie? Czy jest to nastolatka, która nie jest świadoma, że bije większość sławnych pisarzy na głowę? (W tym szanowną autorkę wielce tandetnego i przereklamowanego zmierzchu).
    To pierwszy blog, na którym nie ma zwykłej historii, z wątkami podobnymi do każdych innych opowiadań, a Bieber nie jest gwiazdą szukającą OLLG. Fun. SZACUN - OGROMNY SZACUN DZIEWCZYNO!
    Powiedz mi tylko... wymyślasz to na poczekaniu czy masz jakąś koncepcję?
    Dodaj szybko nn, plz ;*

    OdpowiedzUsuń