niedziela, 25 listopada 2012

Pięć

             Podekscytowany Justin wyprowadził siostrę z auta, kurczowo trzymając ją pod ramię, by przypadkiem nie upadła, a nuż nieoczekiwanie straciłaby siły. Osłabiona brunetka przystanęła na moment, spojrzała na szare niebo, na którym nie było ani śladu słońca, po czym zaczerpnęła do płuc odrobinę świeżego powietrza. Jamie doskonale zdawała sobie sprawę, że obecnie niska temperatura i miejska aura były czymś czego nigdy nie lubiła, jednak teraz, kiedy w klepsydrze podpisanej jej imieniem, ilość sypiącego się piasku była znikoma, podziwiała świat, dostrzegając jego piękno w każdej formie.
           Na zmianę obserwując, a to cyfry mijanych w windzie piętr, a  to siostrę w ciszy siedzącą na własnej walizce, czuł i wierzył, że jeszcze przez chwilę będzie mógł zasmakować dawnego życia. Po wielu zmaganiach, Justin przekonał lekarzy by Jamie mogła na jakiś czas wykroczyć poza szpitalne mury. Co prawda od teraz wspólnym domem Bieberów był apartament w Nowym Jorku, a nie willa w Calabasas, ale każde z osobna wmawiało sobie, że nie miejsce jest ważne, a powstała w nim atmosfera...
- Zabierzesz mnie potem na spacer?- kobieta szeroko się uśmiechnęła, odchylając do tyłu głowę, by spojrzeć w oczy chłopaka.
- Zabiorę. Dzisiejsze popołudnie spędzimy w Central Parku, o ile pogoda nam na to pozwoli- odparł, głaskając ramię brunetki. Tak bardzo żałował, że nie może wywieźć jej po za obręb miasta. Chciał by po raz ostatni wygrzała się na ukochanym, ciepłym słońcu, przy lazurowym, falującym morzu. Jednak opieka medyczna była najważniejsza.
             Poczuwszy blokadę przy przekręcaniu klucza w zamku u drzwi wejściowych, zaklął niesłyszalnie pod nosem. Nie był to pierwszy raz, kiedy Lana nie zamknęła mieszkania, będąc w nim sama. Może Justin był nieco przewrażliwiony na punkcie przestępczości w Nowym Jorku, a powinien zawdzięczać to tylko filmom kryminalnym, które były jego ulubionymi, jednak z drugiej strony "strzeżonego Pan Bóg strzeże"...
- Witaj w domu- powiedział szatyn, uśmiechając się do rozpromienionej siostry. Kobieta cieszyła się, że ma jeszcze szanse na poczucie i pokazanie bratu tego rodzinnego ciepła i bliskości.
- Chodź, oprowadzę Cię- chłopak położył dłoń na jej kościstym ramieniu i pociągnął wgłąb apartamentu.
- Możesz mi najpierw pokazać toaletę- powiedziała brunetka.
- Jest tutaj- uchylił, ciemne, drewniane drzwi, prowadzące do pięknie wykończonej i ozdobionej łazienki.
- Zaraz wracam- mruknęła Jamie i zamknęła się w pomieszczeniu.
            Słysząc wycie kuchennego okapu, pomaszerował do kuchni i oparł się o wyspę. Bacznie obserwował Lanę, stojącą do niego tyłem, która mieszała coś łopatką na patelni.
- Zobaczysz, kiedyś cię wykradną- szepnął jej do ucha, tym samym przyprawiając ją o gęsią skórkę.
- Nie strasz mnie- zachichotała. - Gdzie jest Jamie?- zapytała, w ogóle nie odrywając wzroku od przygotowywanej potrawy.
- Ładnie pachnie...- westchnął, tym samym ignorując pytanie brunetki.- Co gotujesz?- objął dziewczynę od tyłu i oparł się brodą o jej ramię. Do jego nozdrzy napłynął aksamitny, przywracający wspomnienia zapach. Mimo, że właściwie nic ich już nie łączyło, wciąż uwielbiał jej perfumy,słodkie niczym letnie, polne kwiaty.
- Zwykły makaron z pesto- odparła niepocieszona swoimi niewielkimi umiejętnościami kulinarnymi. Zdawała sobie sprawę, że do perfekcyjnej kucharki, a co więcej pani domu, naprawdę wiele jej brakowało.
             Kiedy w pobliżu dało się usłyszeć ciche stąpanie Jamie, szatyn natychmiastowo oderwał się od Lany i zasiadł do stołu, udając, że nic się nie dzieje i wszystko jest w porządku. Właściwie to nic się nie stało... Po prostu rzeczywistość była inna od uczuć kierujących Justinem.



             Tak jak podejrzewał, pogoda nie była idealna na spacer w jesienne popołudnie, ale na prośbę Jamie, którą rozpierała nietypowa energia, postanowił zabrać siostrę do Central Parku. Czuł, że to odpowiedni moment na poważną rodzinną rozmowę, możliwe, że nawet ostatnią...
              Odszedłszy od miastowego zgiełku i pośpiechu, lecz jeszcze niewystarczająco daleko od innych ludzi, rozłożył ciepły, kraciasty koc na zielonej trawie, nieopodal uroczego jeziorka, po czym rozsiadł się na nim wygodnie i podał dłoń brunetce by ta spoczęła obok niego. Nie miał pojęcia jak rozpocząć rozmowę. Jak na razie, panowała niezręczna cisza i napięcie, które przyprawiało Justin'a o drżenie dłoni.
- Wiesz... Ona wciąż Cię kocha- stwierdziła Jamie, na co szatyn zmarszczył czoło ze zdziwieniem. - Mówię o Lanie- dodała po chwili.
- Pierdoły opowiadasz- prychnął pod nosem, próbując uniknąć kontaktu wzrokowego. Gdyby tylko pozwolił siostrze spojrzeć sobie w oczy, ta od razu odkryłaby co takiego się w nich kryje.
- Widziałam was dzisiaj w kuchni- chłopak omal nie zachłysnął się powietrzem gdy o tym usłyszał. To nie miało tak wyglądać. Przecież Hughes nie była nikim ważnym. Do cholery?! Właściwie kim ona była? Wspomnieniem, które nie chciało przeminąć i nienudzącym się przyzwyczajeniem.  - Wyglądacie na ludzi, którzy szukają szczęścia w najodleglejszych zakątkach, a tak naprawdę ono jest tuż obok- westchnęła brunetka, licząc, że Justin ma coś do powiedzenia, lecz on milczał. - To dobra dziewczyna, wiesz o tym prawda?
- Wiem- pokręcił głową, chcąc odgonić dręczące go myśli. - Jamie?- mruknął półszeptem. - Żałujesz czegoś w swoim życiu?- zadał pytanie, którego kobieta nigdy nie oczekiwała. Chciał dowiedzieć się o niej wszystkiego, by pewnego dnia, za paręnaście lat zasiąść na fotelu, otworzyć album ze zdjęciami siostry i pamiętać o tym czego dokonała.
- Tak kochanie- kiwnęła głową. - Żałuję, że nie powiedziałam Ci o chorobie, dopuściłam do Twojego wyjazdu na poligon, nie zdążyłam założyć własnej rodziny i nigdy nie usłyszę od swojego dziecka słowa "mamo"- mówiła po cichu jak zahipnotyzowana. Chłopak był pewien, że to nie jedyne rzeczy, nad którymi ubolewała. - A ty? Żałujesz czegoś? - zapytała, chcąc zmienić bieg rozmowy.
- Nie- podsiadł kobietę od tyłu i wtulił się w jej drobne plecy. - Dopiero będę... Kiedy znikniesz raz na zawsze, a ja zostanę tu całkiem sam. Nikt mi wtedy nie podpowie co robię źle, nikt nie będzie mógł zobaczyć, że płaczę, a przede wszystkim nikt nie ostrzeże mnie przed nieodpowiednią dziewczyną- po policzku szatyna spłynęła pojedyncza łza.
- Nie mów tak skarbie- łamiący się głos, wydobył się z bladych, spierzchniętych ust brunetki. - Będę zawsze, słyszysz? Niezależnie od wszystkiego, zostanę z Tobą tak długo jak będziesz tego potrzebował. Nie oddam Cię w ręce innej kobiety, dopóki osobiście jej nie zaakceptuję. Tutaj...- przyłożyła oziębłą dłoń do lewej piersi Justina.
- Obiecujesz?- wbił wzrok w dal, na spokojną taflę wody. Chłopak mrugał oczami, próbując powstrzymać gorzkie łzy.
- Obiecuję, obiecuję na wszystko- odpowiedziała, sama nie będąc pewna czy jest to mentalnie wykonalne. Ukrywała przed samą sobą, że bała się o to jak jej latorośl poradzi sobie z utratą bliskiej osoby, a co najważniejsza, jak ułoży sobie życie. - Nie płacz- szepnęła, walcząc z nadchodzącą falą smutku.
- Ale jest jedna rzecz, i jedno zdanie, którego nie pożałuję. Kocham Cię mamo...- cieszył się, że po raz pierwszy w życiu wyznał jej kim tak naprawdę jest Jamie Bieber. Nie, nie była jego siostrą, tak jak było to zapisane na aktach i w kodzie genetycznym. Była całym jego życiem- pełniła rolę matki i ojca jednocześnie, to ona go wychowała i tylko jej twarz przelatuje w jego najwcześniejszych wspomnieniach. Pattie i Jeremy byli obcymi ludźmi ze zdjęć.
             Przez krótką chwilę brunetka siedziała w bezruchu i analizowała słowa Justina. "Mamo", "mamo", "mamo", magiczny zwrot dźwięczał w głowie kobiety, a po jej rozpalonych policzkach spływały łzy szczęścia, które wsiąkały we włosy targane przez silne i chłodne podmuchy wiatru.


              Udając, że już śpi, kątem oka spoglądał na Lanę, czytającą jedną z powieści Tony'ego Parsons'a. Dziewczyna nieświadomie przygryzała usta i bawiła się rogiem okładki, zaginając go palcami, przez co nowo zakupiona książka wyglądała jakby przez wieki była sponiewierana.
             Powoli podniósł się do pozycji półsiedzącej, czego brunetka nie zauważyła. Była zbyt podekscytowana akcją toczącą się w opowiadaniu. On natomiast zbitą ręką zaczął trzepać swoją poduszkę, chcąc zwrócić uwagę dziewczyny.
- Nie możesz spać? Może już zgaszę światło?- wyciągnęła dłoń w kierunku kabla z czarnym guziczkiem.
- Nie, poczekaj chwilę- pochylił się nad towarzyszką i delikatnie wyciągnął wyłącznik z jej dłoni. - Przepraszam - przejechał opuszkami palców po nagiej, wewnętrznej stronie, zgrabnych ud Lany.
- Za co?- zapytała próbując nie okazać jak bardzo podoba jej się dotyk Justina.
- Dobrze wiesz, że z dnia na dzień, mój świat zaczął legnąć w gruzach, choć w porównaniu do teraz to było łatwe...- opuścił głowę ze skruchą. - Nie chciałem Cię skrzywdzić, szczególnie, że nie jesteś dla mnie obojętna. Sądzę, że na zawsze pozostanie ten...
- Sentyment w stosunku do Ciebie- przerwała mu w połowie zdania. - Gdybyś miał jeszcze jedną szansę, chciałbyś odzyskać to co między nami było?- zapytała, próbując zabić motyle latające w jej brzuchu. Podejrzewała, że Justin wysyła jej tylko fałszywe sygnały, lecz on nieśmiało kiwnął głową, podrapał się po karku, znacząco spoglądając na brunetkę, po czym musnął  jej usta.
- Tylko na to czekałam, Justin...- uśmiechnęła się szeroko, a następnie osunęła się na materacu, czując, że jest otoczona umięśnionymi ramionami szatyna, utrzymującego się nad nią na silnych nadgarstkach.
            Lana była drugim powodem, przez którego żałował wyjazdu do wojska. Nietypowe zadania, ekscytujące wyzwania i różnego rodzaju strzelby były czymś ciekawym, co odrywało Biebera od rzeczywistości. Ale to nie to dodawało mu energii... To była bliskość kobiety. Niezależnie od problemów, jakie szatyn napotykał na swojej drodze, wiedział, że to właśnie przez tę brunetkę poziom jego hormonu szczęścia jest powiększony. Jestem taki jak inni mężczyźni, skarcił się w myślach, sunąc dłonią po nagim ciele dziewczyny.
- Wiedziałam, że jeszcze kiedyś nadejdzie taki moment jak ten- wyszeptała, będąc pozbawianą bielizny.

*
Wiem kochani... wiem. Rozdział nie należy do najdłuższych, ale wolę pozostawić go w takim stanie niż miałabym tam wcisnąć masę niepotrzebnych i nudnych szczegółów... Nie obiecuję, ale następna notka powinna być dłuższa. 
Dziękuję za komentarze - jakby nie było, one dodają ochoty do dalszego pisania ;-)

7 komentarzy:

  1. Coś irytuje mnie w postaci Lany i w cale nie mówię o jej zdjęciu w zakładce "bohaterowie" (chociaż to trochę też). Jest ona jedną z tych postaci, do których miałam duży dystans - na pozór idealna, miła, ładna, jednak potem przeważnie okazuje się, że jest z nią coś nie tak, jak powinno. W każdym razie, rozdział mi się podobał i czekam z niecierpliwością na następny.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale się popłakałam. Myślałam, że zrobisz coś na styl ukrytej prawdy, ostatnio był odcinek gdzie siostra okazała się matką takiego gostka, na szczęście tak się nie stało, chociaż i tak czytałabym to opowiadanie, bo opisujesz wszytsko w taki sposób, że ja nie mogę. Takie napięcie i niepewność tego, co za chwile może się wydarzyć. Czekam na NN. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Fragment w którym opisałaś scenę w której Justin rozmawia z Jamie sprawił że po mojej twarzy pociekły łzy ja na miejscu Justina z świadomością że bliska mi osoba mnie wkrótce opuści nie wytrzymałabym podziwiam go za to że jakoś się jeszcze trzyma.A co do Lany mam do niej mieszane uczucia nie za zbytnio ją lubię.Rozdział bardzo mi się podobał i z utęsknieniem czekam na kolejny ;*

    OdpowiedzUsuń
  4. Popłakałam się przy rozmowie w parku, kiedy rozmawiali o tym, że Jamie odejdzie, a potem Justin powiedział do niej 'mamo', coś pięknego. Do tego ta scena pomiędzy Justinem, a Laną. Uwielbiam ten rozdział i czekam na więcej *.*

    OdpowiedzUsuń
  5. Zanim napiszę komentarz, to chciałabym przeprosić, bo kurczę czytam od początku w zasadzie tego bloga, a nigdy nie zdarzyło mi się skomentować, a skoro przeczytałam to wypadałoby to zrobić, ale oczywiście, ja, moje lenistwo i inne czynniki przyczyniły się do tego, że było inaczej, więc naprawdę bardzo przepraszam i od dzisiaj się poprawiam i daję komentarz pod każdym nowym rozdziałem :).
    Jeśli o ten chodzi to kurczę, w końcu coś się działo z tą Laną! Nawet nie wiesz ile na to czekałam :D. Takiego wielkiego banana na ryjku miałam, jak to czytałam. I Jamie - uwielbiam tą postać, naprawdę, gdyby nie ona to Bieber sam nie doszedłby do takich wniosków odnośnie Lana'y. Szkoda, że będziemy musieli ja pożegnać :(.
    Podsumowując, stwierdzam, że rozdział wyszedł genialny, przepraszam za niekomentowanie oraz czekam na kolejny! :) xx.

    P.S. Gdybyś kiedyś, może, jakimś dziwnym trafem miała ochotę przeczytać coś o gejach, to zapraszam do siebie na be-my-safety.blogspot.com :) xoxo.

    OdpowiedzUsuń
  6. cóż tu dużo mówić ... co raz ciekawiej się robi :) Pięknie piszesz - tylko tak dalej!

    OdpowiedzUsuń
  7. jejki strasznie podoba mi sie twoj styl pisania ! mam nadzieje ze kolejny rozdział pojawi sie szybciej ;*

    OdpowiedzUsuń