Siedział, na niewygodnym, metalowym krześle, z głową spuszczoną między kolanami. Każda nowo zapoczątkowana myśl szatyna kończyła się zaśnięciem i osunięciem do przodu, jakby miał zaraz spaść na podłogę. Chłopak co rusz podpierał się łokciami o uda, nie chcąc dać zmęczeniu za wygraną. Czuwał... Czuwał obok śpiącej Jamie, która nie zdawała sobie sprawy z jego obecności. A on tylko czekał na to, aż ona otworzy oczy. Tak bardzo chciał żeby się obudziła. Skoro jej los został przesądzony to dlaczego miała marnować ostatnie porywy życia na sen?- zadawał sobie to pytanie, nie mogąc znaleźć żadnego wytłumaczenia.
Przetarłszy dłońmi twarz, skierował wzrok na sofę, stojącą w zaciemnionym rogu sali. Z ledwością mógł dostrzec na niej skuloną Lanę, która trzęsła się z zimna. Ostrożnie podniósł się z niestabilnego krzesła i ruszył w kierunku śpiącej dziewczyny, uważając by podeszwy butów lepiące się do linoleum, nie narobiły zbędnego hałasu. Dotarłszy do celu, zdjął z siebie bluzę i szczelnie okrył nią brunetkę. Właściwie nie wiedział jak miał w tym interes... Od kilku dni nie czuł się tym Justinem Bieber'em, jakiego znali inni. W wiecznie zadufanym w sobie nastolatku, nagle obudziła się jakaś troska i szacunek wobec bliskich. Czy na to miano zasługiwała Hughes? Przecież już nie mieli wspólnego życia. Od dawna był On i Ona, nie Oni...
Wyszedł na chwilę z kliniki by nie zwariować od pisku tych wszystkich aparatur i dobijającej atmosfery. Migrena doskwierała mu już od kilku kwadransy, a zmęczenie tylko ją nasilało. Na dodatek, z samego rana Justin planował rozpocząć poszukiwania mieszkania, które mógłby wynająć na bliżej nieokreślony czas pobytu w Nowym Jorku. Tym samym chciał odsunąć Lanę od siebie i Jamie. Ostatnie wspólne chwile wolał spędzić z siostrą sam na sam.
- Wynajmę apartament...- przeczytał na głos, spisując numer telefonu z tablicy ogłoszeń.
Spojrzawszy na parę wydobywającą się z jego ust, wzdrygnął się z zimna. Dochodziła siódma- niebo powoli rozjaśniało się nad wielką metropolią, a Nowojorczycy zaczęli wychodzić z domów do szkoły i pracy. Zazdrościł im tej rutyny, która podobno niszczy wszystko co stoi na jej drodze. Sam przekonał się o tym, gdy po roku związku z Laną, wszystko się skończyło. Tym razem zaczęło go jednak nurtować pytanie, dlaczego każdy szczegół sprowadza do myśli o tym co było kiedyś?
Wzruszył ramionami, próbując uniknąć odpowiedzi na własne pytanie. W tym momencie czuł się na tyle orzeźwiony by wrócić do sali i być blisko Jamie. Zanim zasiadł na krześle, do jego uszu dobiegł dobrze mu znany głos, którego nie słyszał od bardzo dawna.
- Jesteś?- zapytała brunetka, nie dowierzając własnym oczom.
- Jestem- szepnął, łapiąc jej wychudzoną dłoń. Przez jeden zwykły dotyk, po ciele szatyna rozeszła się ciepła iskra przesączona radością i nieopisywalną ulgą. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?- chrząknął powstrzymując słone łzy, napływające do jego oczu.
- Justin...- jęknęła, nie mając nic na swoją obronę.
- Co Justin?!- podniósł ton. - Chciałaś mnie opuścić na zawsze, tak bez jakiegokolwiek pożegnania?! Kim ja dla Ciebie jestem?! Przez tyle lat...- zamilkł na chwilę, by uporać się z narastającą gulą w gardle- ...przez tyle lat ukrywałaś, że jesteś chora. Ani słowa nie powiedziałaś- zakpił. - Już wiem dlaczego z taką łatwością udało mi się Ciebie przekonać na to bym zaciągnął się do wojska!
- Nie- kobieta pokręciła głową.
- Gdybym wiedział, że potrzebujesz szpiku! Nie mogłaś mnie o to poprosić?! Nie jedne badania przeszliśmy, których wyniki są dobrze Ci znane!- krzyczał na nią teraz, tak jak nigdy dotąd. W domu nie mieli w zwyczaju podnosić na siebie głosu. - Poświęciłaś mi całe swoje życie! Nie skończyłaś studiów, odrzucałaś adoratorów, nie miałaś życia towarzyskiego... Twoje wyjścia na imprezy, przez te piętnaście lat, od kiedy mnie wychowujesz, mogę zliczyć na palcach! Dlaczego nie pozwoliłaś mi poświęcić tak małej cząstki siebie?! Chociaż tak mogłem odwdzięczyć się Tobie za to co zrobiłaś!
- Przestań!- rozbudzona Lana szarpnęła szatyna za ramię, po czym wyprowadziła go z sali.- Zwariowałeś?!- przycisnęła chłopaka do ściany, swoimi na pozór wątłymi rękoma. Po raz pierwszy wyczuła jak wielki strach zawładnął nad jego ciałem. Bieber nawet nie próbował się bronić czy tłumaczyć. Stał nieruchomo, przygryzając dolną wargę, siniejącą przez coraz to mocniejszy zacisk zębów.
- Justin...- szepnęła, spoglądając w jego brązowe niczym kasztan oczy, przepełnione żalem.
Chłopak westchnął głośno, po czym pokręcił głową na znak, że nie ma już siły. Zawył po cichu, chcąc pozbyć się napływu wszystkich przytłaczających go emocji. Reakcja brunetki była natychmiastowa. Jednym, niewinnym ruchem, przyciągnęła go do siebie i pozwoliła mu wypłakać się na swoim ramieniu.
- To nie miało tak być- zapowietrzał się, nie mogąc w pełni zaczerpnąć powietrza do płuc.
- Wiem kochanie, wiem... Jesteś wykończony. Nie panujesz nad swoimi emocjami- dziewczyna głaskała twarz chłopaka.- Najlepiej będzie jak zdrzemniesz się przez kilka godzin.
- Pewnie- otarł łzy rękawem, po czym gwałtownie odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku windy, zostawiając Lanę, zdezorientowaną na środku korytarza.
Z każdym kolejnym obejrzanym apartamentem, zaczął tracić nadzieję, że znajdzie ten odpowiedni. Jak zwykle, wszędzie dopatrywał się wad, bo jedno mieszkanie to za ciasna klitka, a drugie za daleko od szpitala. Chciał być jak najbliżej Jamie, w razie gdyby potrzebowała go w dzień czy nawet w nocy. Cena nie grała tu roli. Nigdy nie chwalił się majątkiem odziedziczonym po rodzicach. Właściwie sam nie zdawał sobie sprawy ile pieniędzy było ulokowanie na jego koncie. Ojciec prowadził własną firmę, niegdyś dobrze znaną w całej Ameryce jako "The Bieber", lecz po jego śmierci Jamie odsprzedała udziały doświadczonym przedsiębiorcom. Dziesiątki milionów wpłynęły na konto, a sieć zmieniła swoją nazwę, by nie przypominać o rychłym i niespodziewanym odejściu Jeremy'ego.
- No cóż... Wydaje mi się, że ten penthouse jest najlepszą ofertą, którą dotychczas mi pan przedstawił- przysiadłszy na stole jadalnym, chłopak uśmiechnął się do agenta nieruchomości.
- Przyznam panu rację- mężczyzna skinął głową. - Apartament jest w pełni wyposażony, a cena jest stosunkowo niewielka jak na taki nowoczesny budynek i położenie niemalże w centrum miasta. Podpisujemy umowę?- niewielki plik kartek, wylądował na stole.
- Tak- odparł Justin, śledząc tekst regulaminu. Po chwili koślawe podpisy widniały na dokumentach, a klucze zostały przekazane podekscytowanemu szatynowi. - Dziękuję- mruknął pod nosem, wyciągając rękę do towarzysza, na znak dobrego interesu.
- Nawzajem- odparł agent, stojąc u progu drzwi wyjściowych. - Przypominam, że czynsz powinien zostać opłacony do końca każdego miesiąca.
- Będę pamiętał- przytaknął, wychodząc z apartamentu zaraz za mężczyzną.
Tak bardzo cieszył się, że sprawę z zakwaterowaniem miał już za sobą. Chociaż coś udało załatwić mu się sprawnie, bez żadnych komplikacji i to w przeciągu jednego dnia. To niewiarygodne, pomyślał krocząc z powrotem do kliniki. Gdyby jeszcze tydzień temu, ktoś powiedział Justinowi, że nagle wyjedzie z wojska, przeprowadzi się do Nowego Jorku, zakopie topór wojenny z Laną i będzie musiał przygotować się na stratę bliskiej osoby, zacząłby śmiać się do rozpuku. A jednak tak niewiele trzeba by nasz świat obrócił się do góry nogami...
Wykończony nakładającymi się dokonaniami, bezwładnie opadł na swoje nowe, wygodne łóżko i bezwiednie przymknął powieki. Nawet nie przeszkadzało mu słońce, które wciąż było na niebie. Od kilku dni organizm szatyna był tak rozregulowany, że nie robiło to zbyt wielkiej różnicy o jakiej porze kładł się spać.
- Ej, idę po coś do jedzenia, o ile jakiś sklep jest jeszcze otwarty- brunetka, usiadła na krawędzi materaca, obok drzemiącego Justina.
- Która jest?- zapytał, wciąż nie czując się w pełni wypoczęty. Gdyby ktoś kazał mu zgadywać ile czasu zajął mu sen, bez zastanowienia odparłby, że nie więcej niż trzydzieści minut. W rzeczywistości minęło dziewięć godzin.
- Dwudziesta trzecia- odparła dziewczyna, siłując się z zamkiem od bluzy.
- Poczekaj, pójdę z Tobą- ospale przetarł oczy i zwlekł się z łóżka. Nie koniecznie przejmował się słowami, które przed wyjazdem padły z ust Dwayne'a, ale nie chciał by Lanie stała się jakakolwiek krzywda. Nowy Jork to jedna wielka dżungla- nie wiesz co lub kto czeka na Ciebie za rogiem.
- Jestem- szepnął, łapiąc jej wychudzoną dłoń. Przez jeden zwykły dotyk, po ciele szatyna rozeszła się ciepła iskra przesączona radością i nieopisywalną ulgą. - Dlaczego mi nie powiedziałaś?- chrząknął powstrzymując słone łzy, napływające do jego oczu.
- Justin...- jęknęła, nie mając nic na swoją obronę.
- Co Justin?!- podniósł ton. - Chciałaś mnie opuścić na zawsze, tak bez jakiegokolwiek pożegnania?! Kim ja dla Ciebie jestem?! Przez tyle lat...- zamilkł na chwilę, by uporać się z narastającą gulą w gardle- ...przez tyle lat ukrywałaś, że jesteś chora. Ani słowa nie powiedziałaś- zakpił. - Już wiem dlaczego z taką łatwością udało mi się Ciebie przekonać na to bym zaciągnął się do wojska!
- Nie- kobieta pokręciła głową.
- Gdybym wiedział, że potrzebujesz szpiku! Nie mogłaś mnie o to poprosić?! Nie jedne badania przeszliśmy, których wyniki są dobrze Ci znane!- krzyczał na nią teraz, tak jak nigdy dotąd. W domu nie mieli w zwyczaju podnosić na siebie głosu. - Poświęciłaś mi całe swoje życie! Nie skończyłaś studiów, odrzucałaś adoratorów, nie miałaś życia towarzyskiego... Twoje wyjścia na imprezy, przez te piętnaście lat, od kiedy mnie wychowujesz, mogę zliczyć na palcach! Dlaczego nie pozwoliłaś mi poświęcić tak małej cząstki siebie?! Chociaż tak mogłem odwdzięczyć się Tobie za to co zrobiłaś!
- Przestań!- rozbudzona Lana szarpnęła szatyna za ramię, po czym wyprowadziła go z sali.- Zwariowałeś?!- przycisnęła chłopaka do ściany, swoimi na pozór wątłymi rękoma. Po raz pierwszy wyczuła jak wielki strach zawładnął nad jego ciałem. Bieber nawet nie próbował się bronić czy tłumaczyć. Stał nieruchomo, przygryzając dolną wargę, siniejącą przez coraz to mocniejszy zacisk zębów.
- Justin...- szepnęła, spoglądając w jego brązowe niczym kasztan oczy, przepełnione żalem.
Chłopak westchnął głośno, po czym pokręcił głową na znak, że nie ma już siły. Zawył po cichu, chcąc pozbyć się napływu wszystkich przytłaczających go emocji. Reakcja brunetki była natychmiastowa. Jednym, niewinnym ruchem, przyciągnęła go do siebie i pozwoliła mu wypłakać się na swoim ramieniu.
- To nie miało tak być- zapowietrzał się, nie mogąc w pełni zaczerpnąć powietrza do płuc.
- Wiem kochanie, wiem... Jesteś wykończony. Nie panujesz nad swoimi emocjami- dziewczyna głaskała twarz chłopaka.- Najlepiej będzie jak zdrzemniesz się przez kilka godzin.
- Pewnie- otarł łzy rękawem, po czym gwałtownie odwrócił się na pięcie i ruszył w kierunku windy, zostawiając Lanę, zdezorientowaną na środku korytarza.
Z każdym kolejnym obejrzanym apartamentem, zaczął tracić nadzieję, że znajdzie ten odpowiedni. Jak zwykle, wszędzie dopatrywał się wad, bo jedno mieszkanie to za ciasna klitka, a drugie za daleko od szpitala. Chciał być jak najbliżej Jamie, w razie gdyby potrzebowała go w dzień czy nawet w nocy. Cena nie grała tu roli. Nigdy nie chwalił się majątkiem odziedziczonym po rodzicach. Właściwie sam nie zdawał sobie sprawy ile pieniędzy było ulokowanie na jego koncie. Ojciec prowadził własną firmę, niegdyś dobrze znaną w całej Ameryce jako "The Bieber", lecz po jego śmierci Jamie odsprzedała udziały doświadczonym przedsiębiorcom. Dziesiątki milionów wpłynęły na konto, a sieć zmieniła swoją nazwę, by nie przypominać o rychłym i niespodziewanym odejściu Jeremy'ego.
- No cóż... Wydaje mi się, że ten penthouse jest najlepszą ofertą, którą dotychczas mi pan przedstawił- przysiadłszy na stole jadalnym, chłopak uśmiechnął się do agenta nieruchomości.
- Przyznam panu rację- mężczyzna skinął głową. - Apartament jest w pełni wyposażony, a cena jest stosunkowo niewielka jak na taki nowoczesny budynek i położenie niemalże w centrum miasta. Podpisujemy umowę?- niewielki plik kartek, wylądował na stole.
- Tak- odparł Justin, śledząc tekst regulaminu. Po chwili koślawe podpisy widniały na dokumentach, a klucze zostały przekazane podekscytowanemu szatynowi. - Dziękuję- mruknął pod nosem, wyciągając rękę do towarzysza, na znak dobrego interesu.
- Nawzajem- odparł agent, stojąc u progu drzwi wyjściowych. - Przypominam, że czynsz powinien zostać opłacony do końca każdego miesiąca.
- Będę pamiętał- przytaknął, wychodząc z apartamentu zaraz za mężczyzną.
Tak bardzo cieszył się, że sprawę z zakwaterowaniem miał już za sobą. Chociaż coś udało załatwić mu się sprawnie, bez żadnych komplikacji i to w przeciągu jednego dnia. To niewiarygodne, pomyślał krocząc z powrotem do kliniki. Gdyby jeszcze tydzień temu, ktoś powiedział Justinowi, że nagle wyjedzie z wojska, przeprowadzi się do Nowego Jorku, zakopie topór wojenny z Laną i będzie musiał przygotować się na stratę bliskiej osoby, zacząłby śmiać się do rozpuku. A jednak tak niewiele trzeba by nasz świat obrócił się do góry nogami...
Wykończony nakładającymi się dokonaniami, bezwładnie opadł na swoje nowe, wygodne łóżko i bezwiednie przymknął powieki. Nawet nie przeszkadzało mu słońce, które wciąż było na niebie. Od kilku dni organizm szatyna był tak rozregulowany, że nie robiło to zbyt wielkiej różnicy o jakiej porze kładł się spać.
- Ej, idę po coś do jedzenia, o ile jakiś sklep jest jeszcze otwarty- brunetka, usiadła na krawędzi materaca, obok drzemiącego Justina.
- Która jest?- zapytał, wciąż nie czując się w pełni wypoczęty. Gdyby ktoś kazał mu zgadywać ile czasu zajął mu sen, bez zastanowienia odparłby, że nie więcej niż trzydzieści minut. W rzeczywistości minęło dziewięć godzin.
- Dwudziesta trzecia- odparła dziewczyna, siłując się z zamkiem od bluzy.
- Poczekaj, pójdę z Tobą- ospale przetarł oczy i zwlekł się z łóżka. Nie koniecznie przejmował się słowami, które przed wyjazdem padły z ust Dwayne'a, ale nie chciał by Lanie stała się jakakolwiek krzywda. Nowy Jork to jedna wielka dżungla- nie wiesz co lub kto czeka na Ciebie za rogiem.
*
Tak bardzo przepraszam, że rozdziału nie było przez długi, długi czas, ale naprawdę nie mam zbyt wiele czasu. Jak już go napisałam, to sami widzicie, że kiepsko wyszedł i jest za krótki, ale obiecuję... Następny będzie lepszy ;-) Kocham was za te wszystkie komentarze! Aż mam więcej energii do pisania...
nie przepraszaj! powiem Ci, że było warto;) naprawdę! rozdział pomimo tego, że nie grzeszy długością czy akcją, jest bardzo klimatyczny i taki.... uczuciowy. o. Ja osobiście jestem zadowolona. i to bardzo. mam tylko nadzieję, że kolejny dodasz szybciej!:) przepraszam za krótki komentarz, ale nie wyrabiam ze szkołą i już nie mam weny. Pozdrawiam! Buziaki:*** wpadnij do mnie jeśli chcezs, nie zmuszam:* [faulty-heart.blogspot.com]
OdpowiedzUsuńWeszłam dzisiaj na Twojego bloga i bez zastanowienia zaczęłam go czytać dzięki zdjęciu, które widnieje na nagłówku. Przyznam szczerze, że nie żałuje żadnej minuty spędzonej na tym blogu. Wszystko przeczytałam w jednym ciągu i muszę się przyznać, że pierwszy raz podczas czytania opowiadania się popłakałam. Tyle emocji, które dostarczyłaś podczas tych 4 rozdziałów to nie którzy nie potrafią przekazać przez całe opowiadanie. Jestem pod wrażeniem.
OdpowiedzUsuńJustin to świetna osoba, widać, że siostra jest dla niego całym życiem i że bez niej będzie mu naprawdę ciężko. Mam jednak cichą nadzieję, że jego siostra wyzdrowieje, chociaż wydaje mi się, że Ty już postanowiłaś.
Lena jego była jest też niesamowita. Mimo tego co chłopak jej zrobił ona postanowiła z nim pojechać i go wspierać. Jest strasznie wyrozumiałą i dobrą dziewczyną, za co ją lubię.
Dodaję Cię do obserwowanych i czekam na więcej!
Zapraszam do mnie:
http://live-fast-dont-forget-us.blogspot.com/
Pozdrawiam. :)
Nie żałuję ani jednej chwili, którą spędziłam na tym blogu. Boże, dziewczyno, jesteś cudowna. Nie dość, że przecudownie wszystko opisujesz, to jeszcze masz tak orginalny pomysł na to opowiadanie! Jeszcze nigdzie sie z takim nie spotkałam.
OdpowiedzUsuńTak strasznie szkoda mi Justina, z pozoru twardy facet a w głębi duszy tak bardzo przeżywa zaistniałą sytuację. To musi cholernie boleć.
Czytając tego bloga nie czułam się jakbym czytała zwykle opowiadanie nastoletniej, jak mniemam, pisarki. Czułam, jakbym czytała jakiś światowy bestseller!
Och, napisałaś, że liczy się dla Ciebie zdanie doświadczonych pisarzy. Kurcze, przecież jak mogłabym uczyć się od Ciebie! Masz ogromny talent, zyskalas nim ogromną sympatię z mojej strony.
Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział!:)
scars-future.blogspot.com , w wolnej chwili zapraszam, chciałabym poznać Twoje zdanie :)
Tak, proszę także o informowanie ^^
UsuńDziękuje za zostawienie linka w moim spamowniku właśnie przez to zyskałaś nową czytelniczkę ^-^.Cztery rozdziały z prologiem nadrobiłam w jeden dzień i nie mogę się doczekać kolejnego .Nawet jeśli rozdziały nie są mega długie to i tak są świetne, przechodząc do rozdziału Justin nie powinien tak wybuchać na Jamie, ale z ktorejś tam strony nie dziwię się że tak a nie inaczej zareagował mogła mu powiedzieć o chorobie.Cieszę się że w tak szybkim czasie udało mu się znaleźć mieszkanie i to w dodatku w Nowym Jorku mieście na którym punkcie mam fioła *-*.Czekam na 5 ;) życzę weny i pozdrawiam oraz proszę o informowanie mnie o kolejnych rozdziałach u mnie na blogu ;*
OdpowiedzUsuńej niech mi też kupi mieszkanie, co? :d szkoda mi go, ale nie rozumiem, czemu zareagował aż tak ostro. mógł sie wkurzyć, ale no dajcie spokój, w takich okolicznościach mógł sobie darować.. no nic, to ja czekam na kolejny rozdział
OdpowiedzUsuńRozdział przeczytałam już kilka dni temu, ale nie umiałam zabrać się do napisania komentarza, po prostu jestem w tym do bani. Przy niektórych rozdziałach potrafię się rozpisać jak nigdy, a przy innych nic nie przychodzi mi do głowy. Gdybym po prostu napisała "fajny rozdział, czekam na następny" byłoby to zdecydowanie za mało, więc po prostu leję wodę. Czasami jest tak, że nie jestem w stanie opisać tego, co przeczytałam - jak w tym przypadku. Nie znaczy to, że mi się nie podobało, wręcz przeciwnie, rozdział całkowicie przypadł mi do gustu, chociaż zachowanie Justina nieco mnie zszokowało.
OdpowiedzUsuńW każdym razie, czekam na rozdział piąty i mam nadzieję, że będzie równie dobry jak ten.
Zostałaś nominowana przeze mnie do nagrody Liebster Awards. Zapraszam do mnie po więcej informacji :
OdpowiedzUsuńhttp://be-my-safety.blogspot.com/2012/11/liebster-award.html#comment-form :)).
Stawiam, że jesteś jakąś sławną pisarką po trzydziesctce, bo niemożliwe, żeby nastolatka tak pisała. Chociaż... Kurde, to opowiadanie jest zajebiste i naprawdę czyta się to w takim napięciu i tak lekko, że masakra. Wszystko dokładnie opisane, ale nie bez przesady. Bo powiem ci, że zdarzają się blogi, które czytam regularnie, ale niektóre rozdziały są tak nudne, że je opuszczam, a u ciebie wszystko jest takie ciekawe, że chcę jeszcze więcej i więcej i więcej i nie mogę się oderwać. Zareklamowałaś u mnie swojego bloga i ja oczywiście staram się czytać każdy taki blog i żałuję, że na twój dopiero dzisiaj znalazłam czas. To było najlepiej spędzone kilkadziesiąt minut. Nie no nie mogę. To opowiadanie jest takie inne, sama bym chciała mieć pomysł na takie coś, ale jakoś nie jestem aż tak uzdolniona. Jakbyś mogła, informuj mnie na moim blogu w zakładce SPAM, z góry dziękuję, pozdrawiam i życzę weny :)
OdpowiedzUsuńescape-from-love.blogspot.com
whisper-of-secret.blogspot.com
Strasznie cię przepraszam. Wiem, że rozdział wyszedł dużo wcześniej nim pojawił się mój komentarz, ale jestem pewna, że mnie zrozumiesz. Natłok szkoły sprawił, że nie miałam czasu zająć się sprawami związanymi z blogowaniem. A teraz pozwól, że przejdę do rzeczy :) I mu muszę ci powiedzieć... JEJKU! Nie wierze, że można pisać tak cudownie jak ty. Czytając twojego bloga wydaje mi się, że czytam nowo zakupioną książkę. Piszesz jak zawodowa pisarka. Mam nadzieje, że kiedyś staniesz kimś naprawdę pisarzem z prawdziwego zdarzenia, bo na to zasługujesz. Po prostu jesteś niesamowita i inaczej nie można cię określić. Strasznie ci zazdroszczę tego talentu i nie marnuj go, a wręcz rozwijaj, bo nie wiadomo co cię spotka w życiu. Podoba mi się, że Justin zaczyna myśleć nad swoim zachowaniem w skutek czego zmienia się. Mam nadzieje, że taki już pozostanie. I nie przepraszaj. Każdy ma swoje obowiązki i z pewnością każdy cię rozumie. Bynajmniej masz moje zrozumienie. Jeszcze raz przepraszam za tak długą zwłokę i mam nadzieje, że nie pomyślałaś o tym, że cie porzuciłam. Tak długo jak będziesz pisać tak wspaniałe rzeczy będę z tobą :d
OdpowiedzUsuń[catching-feelings-now.blogspot.com]
Pozdrawiam i życzę sukcesów :*
każde opowiadanie potrzebuje również krótszych rozdziałów z mniejszą ilością akcji - dodają one uroku! Rozdział bardzo dobry i nie daj sobie wmówić, że nie ;P
OdpowiedzUsuń