Wsunął klucz do zamka w drzwiach wejściowych, po czym popchnął je nogą. Nareszcie poczuł domową atmosferę, za którą tak bardzo tęsknił mimo lepszych i gorszych wspomnień. Upuściwszy cały ekwipunek na hallu, poszedł rozejrzeć się po mieszkaniu. Dziwne, lecz to miejsce wydawało mu się inne niż zwykle. Brakowało tu porozrzucanych ciuchów, zacieków po słodkich napojach na podłodze, a nawet mieszanki damskich perfum, które były nadużywane przez jego siostrę.
- Wróciłem!- krzyknął mocując się z drzwiami od lodówki.
Nie spodziewał się tam zastać tylko puszek konserwowych i słoików z domowymi wyrobami. Jednak to utwierdziło go w przekonaniu, że Jamie wyjechała. Dla ostatecznego upewnienia ruszył do jej sypialni, w której również panował idealny porządek.
- Gdzie ty się podziewasz, co?- szatyn westchnął pod nosem, spoglądając na zdjęcie brunetki, stojące na drewnianej komodzie. Nie wierzył w niezapowiedziany wyjazd, który swoją drogą nie był w jej stylu.
Zrezygnowany ruszył do swojego pokoju, gdzie na szczęście nic się nie zmieniło. Jedną z jasnożółtych ścian, wciąż pokrywał plakat jego ulubionego zespołu Guns n' Roses, w kolekcjonerskiej gablotce, wszystkie autka były równo poukładane, a wygranego w konkursie teleskopu, nie przesunięto nawet o centymetr. Dobrze, że chociaż jego pokój, jako jedyny w tym domu, wciąż wyglądał normalnie...
Tego właśnie potrzebował... Trzy godziny, wykańczającego treningu na siłowni, utwierdziły, że wciąż trzymał się wojskowego rygoru. Przecież wyjście na nieokreśloną czasowo przepustkę, nie zmieniało jego poczucia o byciu żołnierzem. Dobrze o tym wiedział, że prędzej czy później powróci na poligon. Chciał kiedyś poczuć satysfakcję z pełnienia roli obrońcy narodu i państwa.
- Justin, stary! Szmat czasu!- usłyszał za sobą, wszedłszy do szatni.
- Dwayne!- podszedł do bruneta, przybierając sztuczny uśmiech.
- Kiedy wróciłeś do Kalifornii?- zapytał Hughes. Chłopak w ogóle się nie zmienił. Chyba tylko znowu przybrał na wadze. Wzwyż miał z metr osiemdziesiąt, a wszerz... No cóż, niewiele mniej.
- Właściwie to dzisiaj- odparł Bieber, wycierając koszulką spocony kark. Zwinnymi ruchami przebierał się, jednocześnie pakując strój do torby. Starał się wyswobodzić z towarzystwa Dwayne'a jak najszybciej. Nie chciał czekać, aż ten zacznie wypominać mu całą przeszłość. Szatyn uważał, że nie było już do czego wracać.
- Muszę lecieć- złapał za plecak, po czym wyszedł bez pożegnania. Gnał na pobliski parking, jakby z obawą, że Hughes zacznie go gonić. Zrzuciwszy ekwipunek, na tylnych siedzeniach swojego starego, czarnego Mustanga, usiadł za kierownicą, po czym włączył silnik i odjechał.
Utknąwszy w korku na pięćset metrów od domu, przekręcił potencjometr w odtwarzaczu CD, by poczuć moc jednej z jego ulubionych piosenek Guns'ów.
- Woah woah woah sweet child o'mine!- śpiewał głośno z Axl'em, właściwie go przekrzykując. Szatyn, z taką energią tańczył na fotelu, że karoseria samochodu podskakiwała razem z nim. Czasem zastanawiał się jak to możliwe, że mimo sędziwego wieku, ten Ford jest w idealnym, wręcz nienaruszonym stanie. Justin miał ogromny sentyment do tego auta. Po pierwsze za trafiony design ,a po drugie za za bycie pamiątką po świętej pamięci ojcu.
Z rozpędem wjechał na podjazd przed domem, zatrzymując się kilka milimetrów od bramy garażowej. Jamie zawsze mu powtarzała, że kiedyś skończy się to wgniecionym zderzakiem, ale on nigdy jej nie słuchał. Znał swoje możliwości, a trzeba mu było przyznać, że był naprawdę dobrym kierowcą.
Wyłączył radio, wychylił się po torbę leżącą na tylnym siedzeniu, po czym opuścił swojego cudownego Mustanga, robiącego furorę gdziekolwiek by się nie pojechało. Dość podróży jak na jeden dzień, pomyślał.
Relaksując się ciepłą kąpielą po wysiłku fizycznym na siłowni i ponad godzinnym staniu w korku, leżał w wannie i planował jutrzejszy dzień. Kiedy sądził, że nic nie jest w stanie mu przeszkodzić, usłyszał pukanie do drzwi. Lekko podirytowany, wyskoczył z wanny, a potem, owinąwszy się w pasie ręcznikiem, zbiegł na dół na hall by sprawdzić kto stoi na ganku. Właściwie to spodziewałby się każdego, tylko nie tej osoby, która raczyła się zjawić w jego domu.
- Lana?!- zapytał zaskoczony chłopak, nie wiedząc jak się zachować. Nagle, poprzez jedno spojrzenie w jej orzechowe oczy, powróciły wszystkie wspomnienia. Poczuł się jakby czas cofnięto o osiem miesięcy wstecz, kiedy po prostu z dnia na dzień przestało im się układać, a on bez jakiejkolwiek zapowiedzi i oficjalnego rozstania, wyjechał na poligon do Arizony. Od początku zdawał sobie sprawę, że prędzej czy później spotka swoją byłą i będzie musiał się tłumaczyć, ale nie sądził, że nastąpi to już teraz. - Skąd wiesz, że wróciłem?- zapytał, przytrzymując na biodrach ręcznik.
- Dwayne mi powiedział- odparła, nieświadomie oblizując usta. Speszył ją widok nagiego, rozbudowanego torsu szatyna.
- Ahhh, tak... Dwayne- zironizował, kiwnąwszy głową. - A przyszłaś tu bo liczysz na...?
- Nie martw się, nie zjawiłam się po Twoje nędzne tłumaczenia- warknęła, tym samym zbijając Justina z tropu.
- Nie?- przymrużył powieki, nie mając pojęcia czego oczekuje brunetka. - W każdym bądź razie streszczaj się bo woda w wannie mi stygnie.
- Przyszłam tu bo chcę wiedzieć jak się czuje Jamie- odparła, opierając się o framugę.
Po roku bycia ze sobą, poznał Lanę na tyle dobrze by wiedzieć, że temat, który rozpoczęła był poważny. Nie chcąc wyjść na jeszcze większego, co gorsza niegościnnego chama, zaprosił dziewczynę do mieszkania.
- Nie wiem...A jak powinna się czuć?- wzruszył ramionami, przymierzając się do założenia bluzy, dopiero co znalezionej w szafie.
- Czy ty w ogóle u niej byłeś?- zmarszczyła czoło, spoglądając na niewzruszonego chłopaka. Czyżby był aż tak bezuczuciową osobą?
- Gdzie?- jęknął, przeciskając głowę przez ciasny kołnierz.- Dzisiaj rano wypuścili mnie z armii...
- Naprawdę?- spojrzała na Bieber'a, chcąc uzyskać z nim kontakt wzrokowy. - O niczym nie wiesz?- próbowała utworzyć pytanie jąkając się, co widocznie zaniepokoiło szatyna.
- Co... co z nią?- zapytał, czując, że bijące serce zaraz wyłamie mu żebra.
- Jamie jest w szpitalu onkologicznym w Nowym Jorku. Walczy z ostrą białaczką- odpowiedziała cichym głosem, próbując się nie rozpłakać.
Ociężale opadł na kanapę. Czuł jak ręce i nogi odmawiają mu posłuszeństwa, a przed oczyma pojawia się ciemność.
- Chcę pić, wody...- mówił łamiącym się głosem. Po jego policzkach spływały gorzkie łzy, ale nawet nie miał sił by je zetrzeć. Właśnie czuł się jak najbardziej pokrzywdzona osoba na świecie. Jego umysł obiegły czarne scenariusze, których nie mógł się pozbyć.
Szczęście w nieszczęściu, że brunetka znała wszystkie zakamarki w domu Bieber'ów, toteż szybko przybiegła do chłopaka ze szklanką wody.
- Justin, spokojnie...- usiadłszy obok niego, obserwowała jak opróżnia szkło. - Wszystko się ułoży- przybrała delikatny, sztucznie pozytywny ton głosu by dodać otuchy towarzyszowi.
- Proszę zabierz mnie do niej, jeśli wiesz gdzie to jest- wtulił głowę w jej kolana, nie zważając na relacje jakie pomiędzy nimi były.
O matko. To niesamowite. Nie wiem jak wy to ludzie robicie, że piszecie tak genialnie. Ja tak nie umiem. :C Naprawdę mi się to podoba. Jeśli możesz to poinformuj mnie o drugim rozdziale. :) (w "spam") . Dodaję do linków.
OdpowiedzUsuńxoxo Blackberry.
[carry-bieber | polish-beliber-dream]
Jak zwykle opisałaś wszystko bosko. Na prawdę cieszę się za komentarz, który zostawiłaś u mnie na blogu. Rozdział jak dla mnie perfekcyjny ale wciąż za krótki. Mam nadzieję, że następny dodasz równie szybko i że będzie o wiele dłuższy. Nadal jak możesz informuj mnie na www.my-name-is-guilty.blogspot.com :D
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że będzie dobry, ale nie wiedziałam, że aż tak. Masz wielką wyobraźnie. I jak y to robisz, opisując wszystko tak idealnie? No a co do treści bardzo ciekawie to ujęłaś. Siostra w szpitalu. :c
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
http://catching-feelings-now.blogspot.com
Wow boski rozdział...niespodziewałam się takiej sytuacji, ale mego ;D Coś czuję ze ta Lana jeszxzce sporo namiesza, Pozdrawiam Eve;*
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział, kocham twój styl pisania ale to już chyba ci pisałam i pisać będę, po prostu wszystko tak dokładnie opisujesz, dzięki temu mogę się wczuć w to wszystko. Jak na razie widzę że akcja się rozkręca, rozdział jak dla mnie jest udany, nawet bardzo. Pomimo tego że jedną z bohaterek jest Selena pod imieniem Lana Hughes to i tak mnie nie zraża do opowiadania. Czytać będę dalej to wiem na pewno. Co jeszcze mam ci napisać? Uwag nie mam, bo nie ma się tutaj do czegoś doczepić moim zdaniem, czuję że kolejne rozdziały będę tak samo dobre jak ten. Dziękuję że informujesz mnie na moim blogu, tak więc czekam na kolejny rozdział :*
OdpowiedzUsuńSamo opowiadanie jest nad wyraz integrujące, aczkolwiek teraz nie mogę zebrać myśli i napisać cokolwiek o samej treści bo jednym elementem po prostu mnie zabiłaś! Mustang 442? Wybacz aczkolwiek ten model mustanga występuje jedynie w kolorystyce żółtej i nawet Kalifornia nie dopuszcza do ruchu ulicznego "aut" budowlanych xD Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńhttp://opowiadanie-masz-wiadomosc.blogspot.com/
NO no no ... rozwijasz się :) dobry rozdział. Ale fakt - lepiej sprawdzaj fakty, żeby opowiadanie było wiarygodne :) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPS mam Twój blog zaznaczony u siebie, więc po zalogowaniu od razu widze czy jest juz nowy czy nie :) po prostu nie zawsze mam czas czytac
Fajny
OdpowiedzUsuń